Za chwilę minie tydzień jak zsiadłem z roweru po 800 km przygody wschodnią ścianą Polski.
Ten cudowny czas to kolejne doświadczenie i poznawanie samego siebie. Poznawanie i eksperymentowanie, sprawdzanie, co może zadziałać, a co warto odpuścić.
To już 5. edycja projektu Pokonać Siebie, w której jestem organizatorem, liderem, kompanem do rozmów i przyjacielem.
Te wyjątkowe dni zawsze są dla mnie czasem sprawdzianu – tego jak poradzę sobie w zarządzaniu zespołem w kryzysie, jak poradzę sobie z trudnymi momentami, jak poradzę sobie, gdy wydarzą się nieprzewidziane sytuacje.
Zacznijmy od początku… Dla niewtajemniczonych – mam wspaniałego przyjaciela, który po wypadku komunikacyjnym dostał drugą szansę na życie na 100%. I to dla niego od 2017 roku organizuję raz w roku wyjazd rowerowy, który nazwaliśmy Pokonać Siebie.
Więcej o początkach akcji Pokonać Siebie w reportażu TVN-u. (link do filmu)
Dlaczego Pokonać Siebie?
W dużym skrócie: „Gdy pokonasz samego siebie, to nikt nie jest już w stanie ciebie pokonać”.
Pokonać Siebie to nie jednorazowa przygoda – to codzienne działania, to droga ku lepszemu życiu. Każdy z nas ma momenty cudowne i momenty trudne. Tylko od tego jak na nie spojrzymy, jak je będziemy odbierać, będzie zależało jak będzie wyglądało życie w przyszłości.
Teraz zapraszam cię do wspólnej podróży przez piękne tereny naszej ojczyzny.
Zaczęło się od wspólnej foty w Kamieńsku pod Urzędem Miasta, i w drogę. Zanim wsiedliśmy na rowery rozsiedliśmy się wygodnie w autobusie. Kierunek Ustrzyki Górne. To tam miała zacząć się nasza wyprawa czy też przygoda.
15 osób to dla mnie duże wyzwanie logistyczne i organizacyjne, a przede wszystkim zadanie, by tak poukładać relacje w drużynie, żeby nie było za dużo spięć. Bo to, że one się pojawią – jest oczywiste. Tak się dzieje kiedy pojawia się zmęczenie, gdy ścierają się indywidualne cele i cel całego zespołu jakim jest pokonanie ponad 800 km w 7 dni.
Pierwszy dzień to 80 km i wydawało się, że będzie z górki skoro wyjeżdżamy z gór na niziny i wyżyny. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy widzieliśmy kilka wymagających atrakcyjnych podjazdów. Wspaniałe słońce (nawet za bardzo wspaniałe) – tu kolejna lekcja uważności dla mnie, bo spaliłem nos tak, że w kolejnych dniach wyglądałem jak Rudolf Renifer z czerwonym nosem.
Pierwszego dnia pojawiły się kryzysy komunikacyjne i fizyczne. Zatrzymam się na tym komunikacyjnym. W pewnym momencie podzieliliśmy się na dwa zespoły – jeden jechał drogą szutrową, a drugi wybrał szybkie zjazdy i mocne podjazdy asfaltem. I nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że ten drugi zespół mocnych kolarzy szosowych bardzo się podzielił i każdy na obiad przyjechał sam. To niedopuszczalne przy takiej akcji. Konieczna była krótka i dosadna rozmowa, że tu nikogo nie zostawiamy samego, a na tych, którzy osłabną w którymś momencie trzeba cierpliwie czekać. Obiad mieliśmy na pięknym tarasie widokowym, więc szybko wróciły uśmiechy. Ten dzień był mocnym przetarciem przed kolejnymi, w których miało być już bardziej płasko i więcej kilometrów.
Mógłbym tak opisywać każdy dzień, lecz nie z takim zamiarem siadałem do pisania tego tekstu.Każdy dzień możecie zobaczyć w telegraficznym skrócie na filmach, które przygotowała Dorota. Jeszcze raz bardzo serdecznie jej za to dziękuję.
Chcę wam powiedzieć, że każdego dnia było bardzo dużo rozmów, ale i jazdy w ciszy, skupieniu. Te wyjazdy dają możliwość obserwacji zachowań, radzenia sobie z kryzysami. Te wyprawy dużo uczą jeśli jesteś uważny. Uczą jak się komunikować pomimo niewygody, gdy tyłek boli od siodełka, a przed tobą perspektywa kolejnych godzin w drodze.
Wyprawy uczą i pokazują jak wiele jest determinacji i wytrwałości gdy mamy realny cel do osiągnięcia.
Uczą jak być wsparciem dla innych i dla siebie, jak nie oceniać tylko przez pryzmat swojego doświadczenia.
Udział w takim wyzwaniu-przygodzie to fantastyczne doświadczenie trudu drogi, która jest czymś więcej niż pokonaniem kolejnych kilometrów. To jak wydarzenia pojawiające się w naszym życiu i tak samo warto jechać lub iść dalej, nie zatrzymywać się na zbyt długo. Nie warto kopać dołu, tylko wspinać się na kolejny szczyt.
W tej wyprawie można zobaczyć jak Michał, któremu trudność sprawia poruszanie się o kuli, na rowerze czuje się jak ryba w wodzie. Można powiedzieć, że to jego naturalne środowisko. Trudno go zatrzymać w tym jego transie.
Dziękuję, że mogę uczestniczyć i być naocznym świadkiem tej drogi. Przebywanie z nim daje mi siłę gdy sam mam trudne momenty lub wątpliwości.
Wiem, że Michał już odlicza dni do kolejnej wyprawy, dla niego to nagroda za trud rehabilitacji. To moment, w którym wokół niego jest dużo ludzi. Bo tak na co dzień, jakoś trudno jest wielu zadzwonić, umówić się na rower czy piwo. Nie wiem czy to wynika z lęku przed kontaktem z osobą z niepełnosprawnością, czy może z braku czasu.
Wiem za to, że gdy Michał wraca z rehabilitacji to często ma dużo wolnego i chętnie wyskoczy na rower lub pogadać.
Od niego, jak i innych osób z niepełnosprawnością, można czerpać dużą inspirację do życia na 100%, zrozumieć, że gdy jesteś zdrowy to nic cię nie ogranicza bardziej niż twoja głowa, twoje wymówki, twoje lenistwo. Jednak po chwili spędzonej z aktywną sportowo osobą z niedowładami, możesz dostać olśnienia. Docenisz to, co masz, zamiast narzekać na braki, i zaczniesz działać. Tego ci z całego serca życzę.
Co mówi Michał, gdy go zapytasz jak się czujesz? „W życiu lepiej nie było!”.
Ty też możesz być optymistą i możesz każdego dnia chwytać życie w swoje ręce, iść przez nie jakby było cudem. Nie odbieraj sobie tej radości z życia.
Kolejna wyprawa planowana jest na 2022 rok. Naszym celem jest przejazd z Rzymu do Lizbony, to ponad 3000 km. Żeby Michał mógł się odpowiednio przygotować – zorganizowałem dla niego zbiórkę na zakup specjalistycznego trenażera, na którym będzie mógł zimą pokonywać kolejne kilometry.
Link do zrzutki:
https://zrzutka.pl/pokonac-siebie-zrzuta-na-trenazer-dla-michala
Linki do poszczególnych dni wyprawy:
1 dzień
2 dzień
3 dzień
4 dzień
5 dzień
6 dzień
7 dzień