W poszukiwaniu sensu – mój krótki Vision Quest
Tym razem dla wzmocnienia siły przekazu postanowiłem wybrać się na samotną noc do lasu, spotkać się z matką ziemią.
Od kilku dni zmagam się z kilkoma pytaniami, na które w domu, na spacerze czy w biegu, nie mogę znaleźć odpowiedzi. Trudno mi o pełną koncentrację, która daje możliwość wglądu w siebie. Moja najlepsza technika „narada zarządu”* też nie pomaga. Przypomniałem sobie o tym jak kilka lat wcześniej, podczas tygodniowej wyprawy na obóz medytacyjny, jeden dzień spędziłem w odosobnieniu, milczeniu i bez jedzenia. To był wspaniały czas, w którym „dostałem” kilka odpowiedzi na nurtujące mnie wtedy pytania. Pomyślałem, że jeśli to się sprawdziło, to czemu nie powtórzyć tego raz jeszcze. Tym razem dla wzmocnienia siły przekazu postanowiłem wybrać się na samotną noc do lasu – ja i przyroda/przygodaJ, ja i matka ziemia.
Zacznijmy od tego, czym jest Vision Quest?
To obrzęd przejścia, jakiemu w plemionach południowoamerykańskich poddawani są wchodzący w dorosłość chłopcy. Poprzez konfrontację z ogniem, powietrzem, wodą i ziemią, jak również z własnymi wewnętrznymi żywiołami (np. złością, strachem, czy pożądaniem) zamykają oni pewien okres w swoim życiu, otwierając się na nową rzeczywistość. Od tej pory nic nie jest już takie samo.
W jednej z broszur informacyjnych zachęcających do wzięcia udziału w tego rodzaju praktyce możemy przeczytać:
“Kiedy lato odchodzi i liście zmieniają swe żywe barwy, odpowiadając na głos wewnętrznej tęsknoty, mężczyzna i kobieta pozostawiają za sobą cały świat udając się w ciemne, sekretne miejsce Matki Ziemi, aby umrzeć tam i odrodzić się na nowo. Niczym sucha łupina ziarna ukrywająca nasienie cennego ducha wstępują w ciemność Ziemi pozwalając chłodnej zimie przeniknąć ich ziemskie członki. Bez jedzenia, bez picia, bez żadnego zajęcia, stają twarzą w twarz ze swymi wizjami i snami wyświetlającymi się w obłąkańczym kołowrocie na ekranach ich świadomości. Usta ich spieczone wysychają z pragnienia, a wnętrzności krzyczą. Przenikający ból sprawia, że zapominają, że jeszcze istnieją. Wyrzekając się wszystkiego uwalniają się przede wszystkim od siebie samych. I jak promień światła rozświetlający ciemność grobu, niczym bogowie zmartwychwstają i są wolni, aby iść, dokądkolwiek pragną.” [pisownia oryg.]
Nie wszystkie odosobnienia przybierają tak surową formę, ale istota jest zawsze taka sama. Uczestnicy udają się na pustkowie w poszukiwaniu swojej wizji, odpowiedzi oraz bezpośredniego wglądu w głąb siebie, odkrywają treści niedostępne w codziennym życiu. Dzięki wsparciu natury można znaleźć odpowiedzi na najgłębsze pytania.
Wyprawa do wnętrza
Przygoda zaczęła się od spakowania plecaka, sprawdzenia śpiwora i namiotu. Pomimo tego, że zaleca się zabranie tylko śpiwora i plandeki w razie deszczu, postanowiłem, że moje pierwsze nocne doświadczenie będzie w namiocie. Okazało się to zbawienne kiedy dotarłem na miejsce i przywitała się ze mną plaga komarów.
Moja podróż do wnętrza nie była samotna, towarzyszył mi w niej przyjaciel Snowy. Dla niego to też było fantastyczne doświadczenie, ale o tym później.
Przygotowałem teren do rozbicia namiotu i wykopałem nogą J miejsce na ognisko. Tak, postanowiłem, że takie doświadczenie wspomogę ogniem, który zawsze nadaje majestatyczny klimat.
Szybkie rozbicie namiotu utrudniał Snowy – gdy ja z lewej strony naciągałem sznurki, to on z prawej sprawdzał co to jest i tak kilka rund w koło namiotu zrobiliśmy. Choć odrobinę mnie to irytowało to postanowiłem się nie denerwować, w końcu miałem tu być najbliższych 14 godzin, więc nigdzie się nie spieszyłem.
Z ogniskiem poszło szybciej, Snowy – tym razem w roli obserwatora – przyglądał się co ja za piramidę układam i dlaczego z tego leci dym. Na szczęście nie próbował zwąchać co tam jest.
Namiot przygotowany, ognisko się pali – czas na medytację. A zanim to zrobiłem, to zgodnie z obecnym trendem społecznym obwieściłem światu, że spędzę samotną noc w namiocie. 😀
Przed rozpoczęciem tego rytuału zastanawiałem się czy to będzie jakieś silne uderzenie, czy noc w lesie, na polanie może być dla mnie mocnym doświadczeniem. Może jakieś przebudzenie lub olśnienie? 🙂
Mam za sobą kilka ładnych nocy w lesie, w górach, tylko tam nie siedziałem w jednym miejscu, nie byłem zazwyczaj sam albo tylko przez kilka kilometrów. A jak już coś głośniej zaszeleściło, to zawsze mogłem przyspieszyć i dać dyla. J Tym razem miało być inaczej, bez szybkiego biegania, bez euforii biegacza.
Do zachodu słońca paliło się bardzo małe ognisko. To było piękne przeżycie wpatrywać się w ten ogień, widzieć jak dzień się kończy i zaraz nastanie noc. We mnie wzrastała ciekawość – jaka będzie moja reakcja na to czuwanie w nocy, jakie pojawią się we mnie emocje.
I przyznam się wam, że źle zaplanowałem swoją wyprawę. Za krótko i za blisko cywilizacji. Kilka kilometrów od torów kolejowych to ciągłe przejazdy pociągów, w którymś momencie przyłapałem się na tym, że czekam kiedy będzie słychać kolejny.
Za krótko, ponieważ po całym tygodniu pracy do wyciszenia i oderwania się od wszystkiego pewnie potrzebowałbym minimum 24 h. Gdy to robiłem poprzednim razem to 5 dni już siedziałem w ciszy, medytacji, w górach.
Nie oznacza to jednak, że te błędy nie pozwoliły mi na uzyskanie kilku odpowiedzi.
Jednym z pytań było „czy dobrze zrobiłem przechodząc na 100% działań zawodowych do swojej firmy?”. Poduszka bezpieczeństwa w postaci kilku tysięcy złotych (miesięcznie wpływu z etatu) skończyła się. Teraz tylko moje działania i to, czego nauczyłem się do tej pory. pozwalają mi na zarabianie pieniędzy.
Na to pytanie pewnie odpowiem wam pod koniec roku lub jeszcze później.
Szukałem też odpowiedzi na pytanie: czego mam się nauczyć, co mam zmienić w moim działaniu, ponieważ w ostatnich 3 miesiącach straciłem połowę z moich obecnych klientów – zarówno w treningu biegowym, jak i w treningach mentalnych. Wiem, że część z nich deklaruje, że po wakacjach wracamy do dalszej współpracy, ale to mój „pierwszy raz”, gdy tyle osób zawiesza współpracę.
Zadaję sobie sprawę, że prowadząc swoją działalność nie zawsze jest kolorowo i nie chcę tu skomleć, czy się użalać – jestem z wami po prostu szczery. Piszę to też dla siebie na przyszłość jako taki punkt odniesienia.
Chciałem znaleźć też odpowiedz na pytanie o sens tego co robię. W którą pójść stronę? Czy nadal rozwijać obecne działania (treningi biegowe, mentalne, mental campy, pokonać siebie), czy może podjąć jakieś inne wyzwanie?
Wróćmy do wieczoru i miejsca, które początkowo wydawało się być zwykłym lasem oddalonym kilka kilometrów od mojego domu.
Gdy zaczęło się ściemniać z zaciekawieniem obserwowałem zmieniające się niebo. Fantastycznie móc mieć czas na to, żeby obserwować jak się zmienia to, co widzę i słyszę ptaki, szum lasu. Uwielbiam to i nagram, żeby móc słuchać tego w domu, gdy pracuję. Zdziwiła mnie dzika samotna kaczka przelatująca nad moją polaną, przykuła moją uwagę tym, jak głośno piszczała. Dziwne, bo za kilka minut wracała, tak jakby do sklepu po zakupy się wybrała, złoszcząc się i krzycząc, że o czymś zapomniała.
Sam zachód słońca pozwolił się wyciszyć, zacząć bardziej uważnie obserwować swoje myśli, nie zatrzymywać się na nich, pozwalać im płynąć. Snowy uspokoił się i siedział przed namiotem z nastroszonymi uszami. Byłem spokojny, wiedziałem, że mam najlepszy alarm bezpieczeństwa na świecie ze sobą.
Nie patrząc na zegarek nie mogę wam powiedzieć jak szybko mijał czas, za to mogę powiedzieć, że w tej prostocie, tym zimnym śpiworze (w nocy było 8 do 10 stopni) była jakaś magia, której jeszcze nie potrafię opisać. Czułem ogromny spokój, czułem się bezpiecznie pomimo świadomości tego, że może pojawić się jakiś psychol lub dziki, które są czasami nie do okiełznania.
Swobodny wdech i wydech, koncentracja na oddechu, gdy tylko moja głowa odpływała w świat horrorów. Doświadczanie tego cudownego bycia sam na sam z przyrodą, widok gwiaździstego nieba i świeże rześkie powietrze, to był miód na nurtujące mnie pytania.
Noc była cicha i spokojna, oprócz kolejnych pociągów oczywiście. J Przeżyłem też wspaniałą chwilę, gdy Snowy przyszedł i położył się na moich nogach, wtulił się, a ja czułem jak on się uspokaja, jak odpoczywa. To był fantastyczny moment, nigdy wcześniej nie pozwalał tak się przytulać. Najwyraźniej jemu ten nasz wspólny czas też się podobał.
Był też moment wzrostu ciśnienia i przebudzenia, kiedy to dzik, tuż przed wschodem słońca, postanowił wyjść z lasu na jogging. Coś jego kondycja była marna, bo głośno sapał, co sprawiło, że ja i Snowy stanęliśmy na równe nogi. Taka miła pobudka z jego strony. Na szczęście nie biegł w naszym kierunku, nawet nie zwrócił uwagi na światło z czołówki.
Po takim wystrzale adrenaliny ciężko zmrużyć oko, więc kolejny raz swobodny wdech i wydech, pozwoliłem by myśli płynęły, nie zatrzymywałem żadnej z nich. Uwielbiam tę instrukcję jak pozwolić sobie na totalny reset głowy.
Nadszedł magiczny wschód słońca, choć miejsce zwyczajne, to wschód i jego magia zawsze wprowadza mnie w refleksję i porusza moje serce. Uwielbiam takie momenty, te chwile, gdy słońce zaczyna oświetlać coraz mocniej przestrzeń, widać mgłę unoszącą się nad polaną, słychać śpiew ptaków. To jest takie codzienne, ale jest w tym dużo magii, czegoś czego jeszcze nie potrafię opisać słowami. A Snowy! Żebyście widzieli jaki był szczęśliwy, biegając po łące cały mokry od rosy.
To był kolejny wspaniały moment zachwytu dla mnie i taka refleksja, że nie trzeba jechać daleko, że nie potrzeba tygodnia wolnego – wystarczy jeden wieczór, noc, zachód i wschód słońca. Ważne jest łapać momenty, uchwycić w tym coś dla siebie i zabierać to ze sobą.
Czy przyszły odpowiedzi na moje pytania? Na kilka, może nawet nie tych, z którymi tam szedłem. Jak mogę podsumować swoje przemyślenia?
Realizuj swoje wyzwania, czerp z tego radość i energię.
W spokoju, ciszy i zaufaniu do siebie jest siła. Pozwalaj sobie na to częściej.
Poradzisz sobie w trudnych momentach, ale nie zapominaj o codzienności, bo w niej jest klucz do osiągania swoich celów.
Sensem jak dla mnie jest doświadczanie być tu i teraz. Bez oceniania siebie. Po prostu być tu i teraz.
Dziękuję wam za te kilka minut poświęcone na moje przemyślenia.
Zapraszam do śledzenia bloga i Facebooka. Teraz częściej będzie o treningu biegowym czy mentalnym, ale też o górach, wyprawach i rozwoju mojej firmy.
A zapomniałbym się pochwalić, że tuż po wschodzie słońca zebrałem jeszcze torbę grzybów. Niedzielny obiad skończył się smażonką.
Dla kogo jest taki trening ?
Dla poszukujących:
- mądrości, odpowiedzi na życiowe pytania,
- sensu,
- rozwiązań,
- uzdrowienia,
- spokoju,
- ciszy,
- celu życia,
- odwagi do mierzenia się ze swoimi słabościami,
- wewnętrznej mocy,
- wytrwałości.
Po co?
Lepiej nie zaczynaj od tego pytania. Po prostu zrób, jeśli się nie spodoba, to najwyżej stracisz jeden wieczór.
Ważne!!!
Zanim jednak to zrobisz, sprawdź czy miejsce, do którego się wybierasz jest bezpieczne. Poinformuj też kogoś z bliskich gdzie się wybierasz i o której zamierzasz wrócić. Możesz też zabrać gaz, żeby poczuć się bezpieczniej, ale też ochronić się w przypadku jakiegoś nieproszonego gościa.
To jeszcze na koniec… Już w najbliższych miesiącach zapraszam na wyprawy w góry. Jedna jest tylko dla kobiet – Wilczyce na szlaku link do ofert tutaj. Dla mężczyzn jeszcze jest w fazie opracowywania, ale już dziś mogę powiedzieć, że w drugiej połowie października planuję 4 dni wędrowania.
*Narada zarządu – to moja autorska nazwa do ćwiczenia, o którym usłyszałem od Mateusza Kusznierewicza. Idziesz do parku, kawiarni, lub siadasz w swoim ulubionym fotelu u siebie w domu. Przez godzinę nic nie robisz, siedzisz i słuchasz tego, co przelatuje przez twoją głowę. Na koniec wyciągasz notatnik i spisujesz pomysły, wnioski, uwagi jakie się pojawiły. Zrobię o tym ćwiczeniu osobny artykuł.