cd…
Drugiego dnia, mogę powiedzieć, że zadziałało prawo Murphy’ego*: „Jeśli coś może zawieść, to zawiedzie”.
Do hotelu pojechałem, po drodze uciąłem sobie pogawędkę z taksówkarzem i nawet okazało się podczas rozmowy, że zna moje rodzinne strony. Kiedyś pracował w okolicy. Zawsze powtarzam, że świat jest bardzo mały. Po 15 minutach dotarłem na miejsce, do Hotelu SiLL. Jeszcze tylko ten rachunek 45 zł za kilka minut wygody. Kielce to jednak stan umysłu…
W hotelu szybki meldunek, pokój mam na 5 piętrze, na szczęście jest winda – jestem mega zmęczony i nawet nie wyobrażam sobie co jest z moimi stopami bo każdy krok nadal sprawia wielki ból. Wysiadam z windy i tu niespodzianka – pokój mam na końcu korytarza. Brawo ja!
Wchodzę i nie wiem czy się kąpać czy zamawiać coś do jedzenia. Padło najpierw na posiłek, w oczekiwaniu zdążę się ogarnąć. Skończyło się na pizzy, bo tajska już zamknięta. Zamawiam jakąś pikantną, pani szybko przyjmuje zamówienie, dodatkowo biorę piwko tak na osłodzenie ran po całym dniu. Realizacja zamówienia do 1 h. To rozsądny czas jak na niedzielny wieczór. Biorę się za ogarnięcie siebie. Czas zdjąć buty, aż się tego boję czy będę mógł dalej wędrować czy moja wyprawa okaże się totalną klapą.
Buty zdjęte, choć nie było łatwo. Ściągam skarpetki – o zapachu nie będę nic pisał. ☻ Ku mojemu zdziwieniu stopy nie wyglądają najgorzej, na poduszkach nie mam odcisków, to „tylko” odparzenia. Pięty już wczoraj „załatwiłem”, ale dziś nie powiększyły się pęcherze. Płyn, który się tam zebrał nadal jest, więc całe szczęście nie popękały (nie przebijam pęcherzy ponieważ ten płyn, który się zbiera pod skórą, to naturalny opatrunek).
Posiedziałem trochę pod tym prysznicem chcąc jak najbardziej schłodzić stopy zimną wodą.
Co do zamówionej pizzy to prawo Murphy’ego zadziałało i tu – pizza dojechała dopiero na 21.30, a do tego jeszcze nie spakowali piwa. Ech…
Jedzenie na noc tak ciężkich potraw to nie jest dobre pomysł. Budziłem się w nocy i miałem jakieś koszmary. Mniejsza o to, spodziewałem się takiej reakcji jedząc pizzę w nocy.
Poniedziałek – dzień 3. Wstaję o 5, za oknem mocno pada. Wyjście o 6 rano traci sens, przed 7 ma się wypogodzić. Szkoda moczyć buty. Szykuję się, ubieram, zamawiam taxi (tym razem już z innej opcji, podobno najtańsza w mieście).
Przed 7 melduję się w miejscu, w którym wczoraj skończyłem wędrowanie Szlakiem Świętokrzyskim. O dziwo, za taxi płacę 21 zł.
Ruszam w drogę, mam do pokonania 36 km, pierwszych kilka kilometrów jest asfaltem.
Pierwsze 2 km przeszedłem wzdłuż drogi 73, przyjemności zero – samochód za samochodem, jeden wielki ryk. Gdzie moja wczorajsza cisza?! Nogi nadspodziewanie dobrze funkcjonują, nie odczuwam jakiegoś większego napięcia czy też bólu. Tuż przed skrzyżowaniem powinienem skręcić w prawo i obejść cały wiadukt. Spojrzałem na mapę, widzę, że jest jakaś ścieżka po prawej stronie i przy samym lesie, więc wybrałem tę drugą opcję. To taki mój autorski skrót. Pierwsze 50m ok, jest droga, kolejne 500 m jest super ścieżka przy samym lesie i tu się kończy mój super pomysł. Ścieżka też się skończyła, przyszło mi iść wzdłuż siatki odgradzającej las od drogi. Do lasu przez krzaki nie dało wejść. Człowiek się uczy całe życie, a i tak umiera wiadomo jaki.
Buty zmoczone bo trawa po kolana, a wcześniej przecież padało. Cały misterny plan w piz…
No cóż, bywa i tak. Po kilkuset metrach udało się wejść do lasu i odnalazła się zaginiona wcześniej ścieżka. Takim sposobem przeszedłem jeszcze z 3 km i przepustem dla zwierzyny udało się przejść na drugą stronę drogi S7. Dalej już bez kombinowania poszedłem zgodnie z mapą i wytyczoną na niej trasą. Ten dzień nie zakładał jakichś większych podejść czy zejść.
W końcu miałem ciszę, las i mogłem odpocząć i zmierzać w kierunku mety. Mój plan B oddalał się (zakładałem, że jak nogi będą mocno boleć to po 20 km szukam noclegu i wydłużę trasę o jeden dzień). Do 10 km wyszło poniżej 2 h, co było dobry czasem. Po drodze minąłem wioskę Tumlin, skąd udałem się w kierunku Rezerwatu Kręgi Kamienne.
„Prawdziwym skarbem rezerwatu są wychodnie geologiczne dolnotriasowych piaskowców, tzw. „piaskowców tumlińskich” oraz ich odsłonięcia w sąsiadujących z rezerwatem starych wyrobiskach i kamieniołomie „Gród Tumlin”. Skały te to jedyny w Polsce przykład odsłonięcia na powierzchni typowych kopalnych osadów eolicznych (wydmowych). Piaskowce charakteryzują się wielkoskałowym, przekątnym warstwowaniem oraz ciekawą, czerwonobrunatną barwą, pokrytą zielonkawym mchem i patyną. Obecność tych powstałych 240 milionów lat temu w dolnym triasie skał powoduje, iż Kręgi Kamienne są miejscem licznych wycieczek geologów i geografów z całej Polski.”**
Cudowne widoki, ale jako typowy Polak – zawsze mogę się do czegoś przypieprzyć… Cały obszar kamieniołomu jest otoczony drutem kolczastym. To raczej nie jest odpowiednie zabezpieczenie przed ludźmi, a szczególnie przed dziką zwierzyną (drut rozmieszczony w odstępach co 40 cm na drewnianych palach).
Dość geografii i ekologii, idziemy dalej. Dziś mam power, więc niektóre zejścia delikatnie zbiegam, co może pomóc mi zdążyć dotrzeć do Kielc na 16 (odjazd ostatniego busa Kielce- Piotrków Tryb.). Pięć kolejnych kilometrów bardzo szybko minęło, Po drodze przeszedłem przez Wykleńską 401 m n.p.m. i Kamień (piekło) 399 m n.p.m.
„Skałki Piekło znajdują się w szczytowej części góry Kamień (399 m n.p.m.) w paśmie Wzgórz Tumlińskich. Stanowią je naturalne wychodnie piaskowców, które wyraźnie różnią się jednak od skał, jakie spotykamy na innych wzniesieniach tego pasma.”***
W tym dniu również mijałem po drodze większe lub mniejsze wioski. Ścieżka z lasu zaprowadziła mnie na drogę 74, gdzie po około 500 metrach skręciłem w spokojną, mało uczęszczaną uliczkę i kierowałem się w kierunku wzniesienia Cisowa, tam planowałem odpoczynek.
Jak wiele szczytów i ten na Cisowej trudno było odnaleźć więc postanowiłem zatrzymać się w jakimś ciekawym miejscu i po chwili była piękna polana. Poleżałem tak jakieś 15 min w tym czasie sprawdziłem, że nie ma szans na dotarcie na godzinę 16 do Kielc, więc mogę już sobie pozwolić na swobodniejsze maszerowanie i częstsze postoje (choć jakoś ich nie lubię, wolę wcześniej dotrzeć do celu niż odpoczywać po drodze).
Teraz zostało tylko 16 km i meta mojego wyzwania. Już myślami byłem przy zimnym piwku leżąc sobie na jakiejś polanie. Trochę wędrowania przede mną, więc nie było co za dużo o tym myśleć. Dalej w drogę. Dziś mój plecak odciążyłem o jakieś 1,5 kg zostawiając termos i parę innych zbędnych rzeczy w hotelu. I taka zmiana sprawiła, że plecak zdecydowanie przyjemniej się dziś niosło. To jest kolejna lekcja, że co jak co, ale pakowanie plecaka to bardzo istotna sprawa, tak istotna jak dobre buty.
Na szczyt Barania 427 m n.p.m. prowadzi mało przyjemne, długie podejście, ciągnie się i ciągnie, końca nie widać, a na dodatek od połowy ma „cudowne” utwardzenie drobnym kamieniem, który „masuje” odpowiednio stopy. Takie podejścia idzie się po prostu na zaliczenie – krok za krokiem. Na tym podejściu nawet na chwilę wyjąłem płaszcz przeciw deszczowy wydawało się, że burza mnie nie oszczędzi, a jednak. Zdążyłem zrobić zdjęcie i po deszczu, po burzy. Dłużej trwało zakładanie i zdejmowanie peleryny niż sam opad.
Po drodze zrobiłem sobie jeszcze zdjęcie z krową (to już widzieliście). Dzisiaj szło mi się o niebo lepiej.
Jeszcze dwa małe podejścia i moim oczom miała ukazać się Kuźnica czyli meta mojej przygody. Te podejścia nie są jakoś bardzo wymagające, więc szybkim tempem zmierzam na zimne piwko. Jakieś 2 km przed końcem spotkałem panią, która przygotowywała słomę do belowania. Zapytała mnie gdzie idę. Odpowiedziałem, że już w zasadzie kończę moją wędrówkę. Przeszedłem cały Szlak Świętokrzyski. Była zainteresowana gdzie się zaczyna i jak się to idzie, przecież nie ma tu żadnych znaków. Pokazałem pani, że tuż obok jej pola na drzewie namalowany jest czerwono-biało-czerwony znak i dzięki takim oznaczeniom można przejść cały szlak. Zapytała następnie ile to kilometrów. Mówię, że 100 km. Podsumowała to słowami: „Panie, choćby mi płacili to i tak bym tego nie przeszła, a po co tak łazić jakby roboty nie było przy domu”.
Uśmiechnąłem się i dalej w drogę. To już naprawdę ostanie chwile na szlaku, jeszcze kilka oddechów w lesie, kilka cudownych chwil, że udało się przejść. Wychodzę na skraj i w oddali widzę domy. Wiem, że to już tu dosłownie 200, no może 300 m i czeka na mnie zimne piwko w sklepie.
Na rogu ulicy jest sklep po lewej i prawej stronie, wchodzę do tego po prawej i kupuję dwa Żywce zero. Idę na koniec szlaku. I tu niespodzianka – nie mogę znaleźć kamienia z czerwoną kropką oznaczającą koniec lub początek szlaku. Siadam, sprawdzam na mapie, no niby gdzieś tu, ale ostatecznie okazało się, że zawędrowałem za daleko. Kamień znajduje się przy samym sklepie, umiejscowiony jest przed ogrodzeniem. Przechodziłem obok niego i nie zauważyłem. To pewnie przez to, że myśli były już przy chłodzeniu. ? Moja uważność znowu pogroziła mi palcem.
Szybka fota i idę na polanę, rozkładam koc i w końcu mogę napić się piwka.
Trzy dni wędrowania, ponad 100 km w nogach, a co za tym idzie: kilka odcisków, parę tysięcy spalonych kalorii, jedno odwodnienie (za to jakie!), odparzone stopy i już właśnie moja przygoda dobiegła końca.
A, jeszcze pozostało jakoś wrócić do domu. Tu z pomocą przyszła mi Lidzia, która mieszka niedaleko i podwiozła mnie do Piotrkowa, a po drodze poczęstowała wspaniałym obiadem. Serdecznie dziękuję.
Wędrowanie Szlakiem Świętokrzyskim – podsumowanie trzech dni w trasie
Pierwszy dzień:
– 21,5 km na szlaku (+ 7 km poza),
– 625 m w górę i 593 m w dół,
– 5 godzin wędrowania.
Drugi dzień:
– 38 km na szlaku,
– 1175 m w górę i 1218 m w dół,
– 11,5 godzin wędrowania.
Trzeci dzień:
– 37 km na szlaku,
– 973 m w górę i 1042 m w dół,
– 8,5 godzin wędrowania.
To daje bardzo przyjemny łączny czas przejścia 25 godzin.
Koszty:
Bilet Piotrków – Kielce 28 zł
Kielce – Opatów 14 zł
Jedzenie dzień pierwszy 61 zł
Nocleg (+ obiad i śniadanie) 90 zł
Jedzenie dzień drugi 62 zł
Nocleg 123 zł
Taxi – 45 zł i rano 21 zł
Dzień trzeci
Jedzenie 16 zł
Całkowite koszty 460 zł
Moje rady
Gdy będziesz planował przejść samotnie ten szlak, pierwszego dnia zrób trasę ponad 30 km, to znacznie poprawi komfort wędrowania w kolejnych dniach.
A najlepiej jeżeli masz czas i to jest dopiero początek twojej przygody z wędrowaniem, to polecam rozłożyć tę trasę na 4 dni.
Pamiętaj, że meta i start mają odrobinę utrudniony dojazd i odjazd, więc dołóż kilka godzin w swoim planie.
Buty na letnie gorące dni – krótkie, przewiewne sandały też byłyby bardziej ok, niż te, które zabrałem.
* Prawa Murphy’ego – zbiór popularnych, często humorystycznych powiedzeń, sprowadzających się do założenia, że rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe.
** https://swietokrzyskie.travel/informator_turystyczny/natura/kregi_kamienne