Prawo do Porażki

Czy prawo do porażki prowadzi lenistwa do odpuszczania?

 

Prawo do Porażki – nowy odcinek podcastu

W dzisiejszym odcinku opowiem o:

– co jest pseudorozwojowe i sprawia że przestajemy zwyciężać

– po co nam prawo do porażki,

– o tak zwanym złudzeniu hedonistycznym,

– o trzech ważnych cechach, które potrzebne są do wykształcenia prawa do porażki.

Link do wysłuchania odcinka    tutaj 

 

Czy prawo do porażki prowadzi lenistwa do odpuszczania?

Pewnie, jak ja, w życiu poniosłeś wiele porażek – większych, mniejszych, ale jednak. One wpływały na nasze życie, na nasze doświadczenia, na to jak podchodzimy do kolejnych wyznań, czy podchodziliśmy do kolejnych wyzwań. Natomiast nie sprawiło to czegoś takiego, że nasze życie się zakończyło. Im bardziej bolesne doświadczenie, tym dłużej o nim pamiętamy. Im bardziej dotkliwa porażka, tym dłużej możemy ją rozpamiętywać, czy też przeżywać żałobę po tym doświadczeniu. Jednak nie oznacza to, że nie da się po niej podnieść i nie da się nadal wieść dobrego życia.

I dzisiaj w tym podkaście właśnie chcę powiedzieć o tym, że takie pseudo rozwojowe jest to, żeby być wiecznie pozytywnym, wiecznie uśmiechniętym i nie doświadczać wszystkim emocji. A przecież kiedy ponosimy porażkę to nie oznacza, że od razu – w chwili, w której dostajemy wypowiedzenie z pracy, czy też dostajemy informację o tym, że mamy zapłacić wysokie odszkodowanie za coś, bo nasza firma nie wywiązała się z jakichś zobowiązań – to będziemy czuć, że to jest dobra lekcja, to na pewno nam w przyszłości zaowocuje. Nie! Wtedy czujemy złość, wkurzenie (żebym nie powiedział inaczej, nie bluźniąc). I właśnie dzisiaj chcę mówić o porażce, a bardziej chcę mówić o prawie do porażki, Bo, paradoksalnie, kiedy dajemy sobie prawo do tego, że coś nam może nie pójść tak, jak zakładamy, że coś może się wykrzaczyć, że nasze plany mogą się nie zrealizować, to schodzi z nas też napięcie. Nie usztywniamy się tak. A kiedy jesteśmy zbyt mocno usztywnieni, to jesteśmy bardzo krusi, nie mam zdolności do przyjmowania jakichś negatywnych rzeczy, które się dzieją. Nie możemy tego zamortyzować. I chcę też powiedzieć o tym że, dając sobie prawo do porażki, trzeba pamiętać o tym, że to nie jest równoznaczne z tym, że dajemy sobie prawo do odpuszczania. Czyli, mając w świadomości to, że może nasz projekt nie wyjść, nie oznacza to, że mamy każdego dnia nie poświęcać mu czasu, żeby nie angażować się, nie robić czegoś na 100%. Dajmy tu teraz jakiś przykład…

Jest rok 1831 – biznes pana X plajtuje. Jest rok 1832 – pan X traci pracę i przegrywa w wyborach do Izby Reprezentantów w Illinois. W 1833 pan X po raz kolejny zostaje bankrutem. Pomiędzy 1835 a 36: śmierć małżonki, ciężka choroba, załamanie nerwowe, sześć miesięcy leżał w łóżku. W 1838 pan X po raz kolejny przegrywa w wyborach. W 1843 pan X po raz kolejny przegrywa w wyborach, 1856 – pan X po raz kolejny przegrywa w wyborach. 1858 – pan X po raz kolejny przegrywa w wyborach. 1860 – pan X kandyduje na stanowisko prezydenta i wygrywa. Kim on jest? To Abraham Lincoln. On jest tym panem X; urodził się 12 lutego 1809 roku jako syn Thomasa i Nancy Lincoln, biednych farmerów. A od najmłodszych lat pracował fizycznie; najpierw na farmie, później wyjechał do Illinois i pracował jako sklepikarz. Tam też skończył studia prawnicze. I właśnie jego historia porażek pokazuje niezwykłą moc charakteru, uporu i konsekwencji w dążeniu do celu. To nie sukces kształtuje twój charakter, to porażki go hartują. A co by się stało, gdyby w 1858 roku nie wystartował w wyborach? Co by się stało, gdyby wcześniej odpuścił po pierwszej lub drugiej porażce? Jest to człowiek, który przeprowadził Amerykę przez wojnę secesyjną, zjednoczył kraj oraz zniósł niewolnictwo. Ale czy jego porażki zapowiadały tak wybitne osiągnięcia?

Zastanów się teraz nad sobą, ile razy w życiu coś ci nie wyszło? Ile razy potknąłeś się i powiedziałeś: koniec? Po pierwszej próbie mówisz: koniec, nie chcę więcej, nic nie zrobię. I tutaj przychodzi mi jeszcze jedna fajna historia, ciekawa, kiedy to rozmawia młody chłopak, który wybiera się na studia, ze swoim wujem. On jest tam dziekanem czy też rektorem na tej uczelni. I przychodzi do niego po magiczną radę; po to, żeby mu podpowiedział: jak ukończyć te studia. I to jest taka bardzo krótka rozmowa. Ten siostrzeniec, ten kuzyn przychodzi i mówi: Wuju, co zrobić, żeby osiągnąć dobre wyniki na studiach? Proszę zdradź mi tę tajemnicę, przecież jesteś tam wykładowcą i rektorem. I ten wuj do niego mówi: No wiesz, musisz chodzić na zajęcia, uczestniczyć w nich, przygotowywać się do nich, pisać prace, chodzić na egzaminy. Ten siostrzeniec taki zdziwiony: Ale, wuju, nie chodzi mi o to, są na pewno jakieś tajemnice, jakieś skróty, coś, co szybko i łatwo zadziała, pomoże mi przebrnąć przez te studia. Na co wuj odpowiada: no wiesz, musisz robić to, o czym powiedziałem – chodzić do szkoły na zajęcia, uczyć się i będzie wszystko ok. Siostrzeniec dalej nie dowierzał, dalej wiercił dziurę w całym i mówił: Ale, wuju, przecież nudne. Jest tyle innych, ciekawszych, bardziej interesujących zajęć na studiach niż uczenie się. I wtedy padło to zdanie: Tak, to prawda, a jeżeli chcesz osiągnąć określony wynik, to musisz wykonać określoną pracę, musisz zrezygnować z pewnych przyjemności dnia dzisiejszego na rzecz pewnych korzyści w przyszłości.

To jest właśnie możliwość dawania sobie prawa również do porażki. Pamiętanie o tym, że jeśli chcesz osiągnąć określony wynik, to musisz wykonać określoną pracę. I czasami ta praca będzie żmudna, nudna, powtarzalna. Po drodze nie raz, nie dwa przewrócisz się. Nie raz, nie dwa będziesz już chciał zrezygnować. I nawet może zrezygnujesz na jakiś czas. I nie powiem ci, żebyś oglądał 1000 filmów motywacyjnych, bo to nie jest dobra droga. Możesz sobie coś obejrzeć, możesz coś posłuchać, ale ważniejsze od tego jest zrobić pierwszy krok. Najmniejszy krok, wyznaczyć i zrobić, później kolejny i kolejny, bo działanie –ono napędza motywację. Ale kiedy jeszcze mamy prawo do tego, że popełniamy błędy, prawo do porażki, to my napieramy do przodu. I wiemy, że coś po drodze może pójść nie tak. Ale to nas nie zatrzymuje, to nas nie odrywa od naszych celów, od naszych marzeń.

A teraz dajmy tu jakieś mądrości psychologiczne…

W psychologii mówi się o tak zwanym złudzeniu hedonistycznym, czyli egocentrycznym błędzie atrybucji. O co w tym chodzi? I co ma to wspólnego z prawem do porażki? No właśnie chodzi o to, że sukces przypisujemy sobie. A przyczyny swoich porażek doszukujemy się na zewnątrz, czyli poza nami. Dlaczego tak się dzieje? To nie jest wcale nic złego, ponieważ przypisywanie winy sobie może mieć wiele negatywnych konsekwencji. Może prowadzić do obniżenia samooceny, a to w konsekwencji prowadzi do takiego samoobwiniania siebie, samobiczowania. I jak w wielu przypadkach nie ma tutaj zerojedynkowego podejścia. Czy obwinianie siebie za porażkę jest dobre czy niedobre. Bo, jeśli za każdym razem i do wszystkiego, będziemy szukać zewnętrznych przyczyn, no to może w dłuższej perspektywie pojawić się takie zero odpowiedzialności za nasze życie. I szukanie we wszystkim i we wszystkich tego, że nam się nie powodzi, a z drugiej strony, jeżeli będziemy za każdym razem szukać tylko w sobie przyczyny porażki, to możemy właśnie wpłynąć na naszą samoocenę, na widzenie samego siebie. Dlatego, jak zawsze mówię przy treningu mentalnym, potrzebny jest balans. I chcę wam dzisiaj przedstawić też taką koncepcję profesora psychologii specjalizującego się w zachowaniach związanych z osiągnięciami. On zaproponował matrycę przyczyn porażek bazującą na dwóch wymiarach: na stabilności oraz na umiejscowieniu. Tym profesorem jest Bernard Weiner. Chodzi o to, że mamy przyczyny stałe i przyczyny zmienne, przyczyny wewnętrzne i przyczyny zewnętrzne. Z jednej strony mamy stabilność, a z drugiej strony mamy umiejscowienie. Czyli stabilnością jest przyczyna stała lub przyczyna zmienna, a umiejscowieniem jest przyczyna wewnętrzna i przyczyna zewnętrzna. Pierwsza z nich: przyczyna stała i wewnętrzna. Tutaj zaliczamy zdolności, cechy osobnicze, takie jak: płeć, temperament czy też pochodzenie. No i one są nam dane, dlatego też nie mamy na nie wpływu, co jednocześnie nie oznacza, że nie chcemy ich chronić. Właśnie tutaj najczęściej są ataki, na przykład na nasze pochodzenie czy na nasz kolor skóry. I to nas bardzo boli. Natomiast druga z nich dotyczy czynników wewnętrznych, ale zmiennych, czyli takich, na które mamy wpływ. Na przykład obecnie nie posiadamy jakichś umiejętności. I to, że porażka nastąpiła w wyniku braku konkretnej umiejętności, wcale nie jest łatwe dla naszego ego, natomiast związku z tym możemy doskonalić nasze umiejętności i daje nam to pole do popisu na przyszłość. Daje nam to pole do poprawy. I to ten czynnik, na którym się koncentrujemy w treningu mentalnym właśnie. Tutaj pracuję z klientem, czyli na przyczynie zmiennej, czyli na przykład braku umiejętności panowania nad emocjami. Czy to będzie prezesa firmy, czy to będzie u sportowca. Bardzo ważna umiejętność. Nad tym możemy pracować. Jak? No to w kolejnych podcastach będą o tym również mówił: pracować nad koncentracją, pracować nad wyładowaniem emocji, które gdzieś nam towarzyszą, na rozładowaniu ich w taki sposób humanitarny, bym to nazwał. Tu warto się zastanowić, jaki mamy temperament, jaki mamy charakter, czy jesteśmy osobą taką bardzo aktywną, czy jesteśmy osobą taką spokojną, a pomimo tego gdzieś tam wybuchamy. Do każdego człowieka osobno dobieramy treningi. Tak samo jak największą skuteczność w treningu personalnym osiągają osoby, które pracują indywidualnie z trenerem personalnym na treningach, tak samo w treningu mentalnym – jest wiele książek, ale kiedy jesteśmy na początku tej drogi, to potrzebujemy dopasować ćwiczenia do siebie i wtedy fajnie, kiedy nam ktoś pomaga w tym. Testujemy, próbujemy, przyjmujemy, że nie każde ćwiczenie będzie dla nas idealne. Dla jednych fajnym będzie rozwiązaniem qi gong, czy tai chi na rozładowanie, czy medytacja siedząc i koncentrując się na oddechu, a dla kogoś innego totalnie to będzie nawet niebezpieczne, bo on będzie czuł jeszcze większą frustrację. Dlatego może jakiś boks, sztuki walki – tam pójdzie i tam będzie się spełniał, i tam będzie rozładowywał te nadwyżki stresów, napięć, a dzięki temu później na spotkaniach będzie potrafił wejść wysoką koncentrację i nie poddawać się temu, co do tej pory było jego taką piętą achillesową.

Dobra, wracajmy do tematu związanego z porażkami. Trzecią z przyczyn porażek są to czynniki stałe, zewnętrzne. I co mam tutaj na myśli? To na przykład trudność zadania, czy też jego charakter. Zadanie jest, jakie jest? A to, czy ono będzie przez nas uznane za łatwe czy trudne, nie zależy już tyle od samego zadania, co od osoby je wykonującej, czyli od nas, od tego jak my na nie patrzymy. I to może być związane z doświadczeniem poprzednich takich podobnych zadań. Że dla jednych wydają się: „o łatwe, wykonałem ich kilka i już wiem jak to zrobić”, a dla kogoś może być: „o, robiłam kiedyś podobne zadanie i tutaj się wysypałem, wyłożyłem się; to jest trudne zadanie”. I tu już zakładamy z góry coś, więc trudność zadania i ono jest stałe, no bo to zadanie się nie zmienia, tylko my możemy zmienić do niego sposób podejścia, możemy zmienić, nauczyć się, znowu wracając do tego, żeby ćwiczyć jakieś umiejętności.

No i czwarta przyczyna niepowodzeń czy też porażek to zjawiska zewnętrzne zmienne w czasie. I tutaj mam na myśli coś takiego, że fatalny zbieg okoliczności, no na przykład: wspinaliśmy się w górach, byliśmy już praktycznie blisko szczytu i nagle załamanie pogody. Bez sensu jest wchodzić dalej, bo narażamy swoje zdrowie i życie, więc zawracamy. Naszym celem było zdobyć szczyt. Nie zdobyliśmy go, a byliśmy do tego gotowi, nie czuliśmy zmęczenia, ale pomimo tego to jest porażka. Dlaczego? No bo pojawiły się fatalne warunki atmosferyczne. To jest niezależne od nas. To był fatalny splot okoliczności. Inna sytuacja: organizowaliśmy jakieś spotkanie, miał być piękny event na 1000 osób, mieliśmy promować naszą firmę, miało to odbywać się w parku. Wszystko zaplanowane, koszty poniesione, zaproszeni goście, zaproszeni artyści. I pół godziny przed naszym rozpoczęciem przychodzi załamanie pogody i pojawia się wichura, która sprawia, że no nikt się nie chce pojawić na tym naszym wydarzeniu. I tutaj znowu fatalny splot okoliczności, na to nie mieliśmy wpływu, ale to tworzy naszą porażkę. Możemy na przyszłość zastanowić się, czy chcemy to zrobić w plenerze, czy może chcemy to przenieść do jakiegoś innego miejsca, ale już teraz z tym nic nie zrobimy. Potrzebujemy to przeanalizować później, natomiast to wpłynęło na to, że pojawiła się u nas porażka. I kiedy myślę sobie o tym gdzie i z czym pracujemy w treningu mentalnym, no to pracujemy w tym, żeby poprawić nasze umiejętności, wpłynąć na trudność zadania, czyli ćwiczymy coś i to zadanie już nie jest dla nas takie trudne. Dla kogoś może na początek być serwis bardzo trudny w siatkówce, czy to będzie na przykład w tenisie, a po jakimś czasie, po iluśset, tysiącach powtórzeń  to staje się automatyzmem – ktoś się nie zastanawia, że to jest ostatnia piłka meczu, czy to jest rozpoczynająca piłka, po prostu podchodzi i robi to w pełnym automacie. Trudność zadania została obniżona właśnie przez to, że trenował to. I nie tylko na treningu takim z trenerem, gdzie brał piłkę i uderzał, ale też w treningu wizualizacji, w treningu mentalnym. Poprzez jak układał swój oddech, jak wyobrażał sobie podrzut tej piłki, uderzenie i tak dalej, i tak dalej. To, co mówiłem wcześniej o, na przykład, sportowcach, którzy za każdym razem – mistrzowie w swoich dyscyplinach – wizualizowali swoje zawody, swoje starty. I tutaj też może ten trening wizualizacji nam pomóc. Splot okoliczności – co tutaj możemy zrobić? Czy w treningu mentalnym możemy się nad tym zastanowić? No możemy właśnie porozmawiać, przygotować się na to, że może wystąpić taka sytuacja. Jak do tego podejść?

Kiedy już omówiliśmy przyczyny niepowodzeń, przyczyny porażek, jakie są, to zastanówmy się jeszcze: po co nam prawo do porażki. No dzięki temu, że mamy świadomość, to zmniejsza się nasze napięcie wewnętrzne. Bo jeśli myślimy w kategoriach: tylko zwycięstwo, wszystko albo nic, to może nas doprowadzić do sztywności i to, co już wspomniałem wcześniej – paraliżować. I w konsekwencji prowadzić do tego, że przegrywamy. Urealnia nam to, co wokół nas się dzieje. Życie jest to sinusoida, życie to są zwycięstwa, życie to są porażki. I czy to będzie biznes, czy to będzie sport, czy nasza codzienność czy nauka – też tak jest: są i sukcesy i są porażki. Dlatego mówię o sinusoidzie. Kiedy dajemy sobie prawo do porażki, to paradoksalnie podnosimy pewność siebie. Ale jak to pewność siebie podnosimy? No właśnie, bo kiedy uczymy się tego, kiedy akceptujemy prawo do porażki, tworzymy swoją taką naturalną koncepcję, która pomaga działać pomimo lęku, pomimo strachu. I być wytrwałym, ze nie każde zadanie wyjdzie nam za pierwszym razem, że nie każde mecz od razu kończy się zwycięstwem, ale to nie oznacza, że my nie walczymy dalej, że my się już poddajemy. Czyli ta zasada zerojedynkowości – wszystko albo nic. Właśnie w prawie do porażki dajemy sobie przestrzeń na to, żeby oduczać się tej zerojedynkowości.

Gandhi kiedyś powiedział, że wielkość człowieka nie polega na tym, że jest w stanie zmienić świat, ale na tym, że potrafi zmienić samego siebie. I właśnie dzięki temu, że będziesz wytrwale przyjmował na swoje barki kolejne porażki i będziesz z nich wyciągał wnioski, jestem przekonany, że zrealizujesz to, na czym ci bardzo zależy. Bo gdy idziemy od zwycięstwa do zwycięstwa, to budujemy na swojej głowie taką niewyobrażalną koronę, taką niewidzialną, która ma w pewien sposób nam budować naszą pewność siebie. Ale często wtedy pojawia się taki głos w głowie, który mówi: dobra, wszystko idzie dobrze, czyli już nauczyliśmy się wszystkiego, teraz jest czas spijania tej śmietanki i trochę się zachłystujemy tym wszystkim. I potrzebny jest kubeł zimnej wody i znowu jakieś tam potknięcie, które powoduje, że „a, ok, dobra, wracamy, sprawdzamy co działa, co nie działa, co robić dalej, a co poprawić, co udoskonalić”. To jest właśnie ta droga. I tutaj przychodzi mi takie ćwiczenie, które często pracując z klientami robimy, nawet jak idzie dobrze, bo jak to powiedział Hubert Jerzy Wagner: „Jak idzie za dobrze, to jest niedobrze”. I chodzi o to, żeby wypisać swoje porażki, nazwać je, określić. Później: kiedy je ponieśliśmy, jaka była moja motywacja wtedy, dlaczego się poddałem, czy też dlaczego się wykrzaczył ten projekt? Co tam się zadziało niewłaściwego? Kiedy patrzymy na to z perspektywy czasu, miesiąca, roku, dwóch, a może pięciu, łatwiej jest nam przyznać się do tego, że coś tam zrobiliśmy nie tak. Kiedy na bieżąco, na gorąco rozpatrujemy porażkę, oj, no wtedy nam jest trudno się skonfrontować z tym, że nie wszystko poszło tak, jakbyśmy chcieli. Każdy z nas chce być bardzo dobry. I trzeba tutaj trochę dystansu, trzeba trochę wpuścić świeżego powietrza. Dlatego tak często sportowcy nie analizują zaraz po zejściu z boiska czy też z kortu, czy też z pływalni, tego, co tam nie poszło. Oni sobie mogą nawet zapisać jakąś myśl, ale dopiero wracają do tego na przykład na następny dzień albo po zjedzeniu obiadu, czy nawet po drzemce. Potrzebujemy nabrać dystansu do tego.

Myśląc o prawie do porażki, myślę o trzech ważnych cechach, które potrzebne są do wykształcenia w nas, wykształcenia w nasz umiejętności akceptacji prawa do porażki. To nasza dojrzałość, to nasza odwaga i trzecim składnikiem – to nasza pokora. Każdy z nich ma wpływ na to, jak funkcjonujemy. I każdy z nich może nam pomóc w momencie, w którym właśnie coś przydarzy się takiego, co może w pierwszej chwili wydawać się końcem naszego projektu, końcem naszego działania. I teraz przychodzi mi taka myśl, też związana z momentem, w którym na przykład firma zwalnia dużo pracowników jednocześnie, takie zwolnienia grupowe czy też bankructwo firmy. I pamiętam taką rozmowę, w której jeden ze szkolących opowiadał jak przygotować te osoby do tego, że za miesiąc kończy im się praca, czy też do końca miesiąca pracują. I w tym momencie te osoby nie bardzo chcą czegokolwiek słuchać, ale może się zdarzyć tak, że to zwolnienie, ten taki wstrząs sprawi, że dana osoba po tym okresie żałoby, po tym okresie turbulencji, w które została wprowadzona, weźmie na siebie odpowiedzialność za swoje życie i może się przekwalifikuje. Może otworzy swoją firmę, a może znajdzie zatrudnienie w innej, gdzie ścieżka kariery zaprowadzi ją na jej szczyt. Tego nie wiemy. I to jest bardzo ważne, żeby w dniu, w którym doświadczamy tej porażki nie nakładać na siebie takiego filmu typowego dramatu i rozkopywania wszystkiego, co się wydarzy. Dajmy po prostu wybrzmieć temu lękowi, temu, co się w nas dzieje, tej złości, tej frustracji, temu gniewu, który się pojawia. Bo taki patorozwój osobisty osobisty, którego gdzieś tam też doświadczyłem, zawsze mówi o tym, żeby być dobrze nastawionym do życia, żeby porażki brać na klatę i nie przejmować się tym, bo z tych porażek zbudujemy swoje schody, które zaprowadzą nas do góry. Może z perspektywy trzech, pięciu, dziesięciu lat jesteśmy w stanie powiedzieć, że jakaś porażka w ten sposób na nas zadziałała, ale w momencie, w którym to się dzieje, to myślę, że to nie jest dobry tekst mówienia o tym, że: co cię nie zabije, to cię wzmocni. To wręcz przeciwnie działa. Trzeba pozwolić sobie na to, żeby wszystkie emocje, które są nam potrzebne do życia, które są w nas – wybrzmiały. Jeśli to jest smutek i chcemy płakać, to zróbmy to, jeśli chcemy krzyczeć, to zróbmy to – może niekoniecznie w obecności wielu osób. Ja polecam tym, którzy lubią krzyczeć, żeby wyrzucić z siebie te emocje, na przykład włączyć jakąś muzykę w samochodzie. Samochód jest na tyle szczelny, że można tam krzyczeć do woli. Jeśli chcemy po prostu pobyć samemu, to powiedzmy naszym najbliższym, że potrzebujemy chwili na to, żeby być samemu, a jeśli potrzebujemy być z przyjaciółmi, czy z kimś dla nas ważnym i bliskim, to też mu zakomunikujmy, że dzisiaj wydarzyło się dla nas coś trudnego i nie chcecie być sami, nie chcę być sam, nie chce być sama. Warto o tym mówić. Warto to komunikować.

Nie byłbym sobą, nie dzieląc się z wami i ćwiczeniami treningu mentalnego i również do pracy z prawem do porażki czy też z porażką. I tak jak wspominałam na samym początku – ja i wielu słuchaczy pewnie może wspominać wiele różnych porażek, które na ich drodze w ich życiu się pojawiły. Dlatego te nasze potknięcia… Z jednej strony chcemy o nich zapomnieć, ale z drugiej strony warto sobie zobaczyć, co one nam dały, jakie doświadczenia zbudowały, co się wydarzyło po nich. I, często pracując z klientem, mówię o tym, żeby przymknąć oczy, przenieść się do chwili, w której coś się nie udało, czyli tak jakby cofamy się w czasie. Do tego miejsca, tej porażki i przyglądamy się jej ze zdrowym dystansem. Obserwujemy, co tam się wydarzyło, ale też akceptujemy ją z życzliwością. Następnie wyciągamy z niej wszystkie lekcje, jakie możemy zabrać stamtąd. I na koniec dziękujemy sobie za to doświadczenie. I kiedy już to zrobimy, to po prostu puszczamy to raz na zawsze. Nie, że znowu kolejny raz zgryzamy: bo gdybym w osiemdziesiątym tam, nie wiem, dziewiątym zachował się inaczej, to teraz moje życie wyglądałoby inaczej. Nie. Możesz zabrać właśnie stamtąd lekcję, możesz podziękować za to z życzliwością i żyć dalej, już tego nie rozpamiętywać, usunąć to ze swojego wirtualnego plecaka jako taki trudny kamień, taki ciężki kamień, który ciążył ci. A dzięki temu ćwiczeniu pozwalasz temu odejść i zdecydowanie lepiej się oddycha i lepiej żyje.

Kolejnym fantastycznym ćwiczeniem treningu mentalnego jest budowanie odporności psychicznej. Wiemy już o tym, że każdy, nawet najwybitniejsze osoby na świecie, ponosiły w swoim życiu porażki. O tym wspominałem wcześniej. Jak budować tą odporność psychiczną, odporność na te porażki? Na początek warto opisać nieprzyjemną sytuację z naszej przeszłości. Następnie zastanowić się, jaka była nasza reakcja i też ją fajnie opisać ze szczegółami, nawet z tymi nie do końca takimi, jakby nam się to podobało. A później zastanowić się, jak chcielibyśmy się zachować następnym razem, jaką chcielibyśmy podjąć reakcję, jakie byśmy chcieli podjąć działanie. Czyli na przykład: wielokrotnie powtarza się sytuacja, w której ponosimy jakąś porażkę, czy to w biznesie, czy to w życiu jako sportowiec, czy to w życiu codziennym takim naszym i zamykamy się na wszystkich i na wszystko. I trwa to długo. I może na przyszłość pomocnym będzie spotkanie czy też rozmowa z psychologiem, trenerem mentalnym. A może to będzie nasz przyjaciel, nasza przyjaciółka albo nasz partner, partnerka. Otworzymy się i powiemy: „Słuchaj, potrzebuję z tobą przegadać bez oceniania mnie, co ja tam zawaliłem. Po prostu chcę to wygadać tobie i tyle”. Więc opisz tę nieprzyjemną sytuację z przeszłości, później jaka była twoja reakcja, jakbyś się chciał zachować na przyszłość. Czyli robisz taką czeklistę: Jak zachować się w momencie, w którym coś poszło nie tak? Bardzo pomocne. Pomocne jest również to, żeby w swoim zespole, w którym jesteś, opowiedzieć o swojej jakiejś jednej porażce – takiej, która doświadczyła nas bardzo mocno. Podzielenie się z zespołem daje nam też takie uwolnienie się od tego, jeśli to mocno nam ciąży. Pamiętajcie o tym, żeby tego nie robić na chwilę przed jakimiś ważnymi zawodami czy na chwilę przed naszym ważnym wystąpieniem. To robimy dużo wcześniej. Pracę czy też ćwiczenia prawa do porażki nie robimy nad samą chwilą próby. Czyli czy to właśnie wystąpienie, czy to ważna jakaś strategiczna rozmowa – robimy to trochę wcześniej, pracujemy. Jak ja pracuję z klientami czy to sportowcami, czy przedsiębiorcami, to wybieramy sobie taki okres mniej aktywny, czyli dla sportowców na przykład w sezonie zimowym, takim przygotowawczym, a dla przedsiębiorców – to nie robimy na przykład za trzy dni są ważne negocjacje, no to my nie robimy na naszym ostatnim spotkaniu prawa do porażki, my sobie to już przepracowaliśmy dużo wcześniej, a w tym ostatnim stadium pracujemy nad tym, żeby znowu poprawić pewność siebie, wzmocnić swoje atuty. Stworzyć trening wizualny: jak nam pójdzie ta rozmowa, gdyby coś na tej rozmowie się nie działo właściwego, jak zareagujemy, co poprawimy. Nad tym pracujemy.

Ale to nie oznacza, że mamy wiecznie być pozytywni, że mamy wiecznie być uśmiechnięci i zwycięzcy to tacy ludzie, którzy przechodzą z uśmiechem od porażki do porażki. Nie, zwycięzcy potrafią się mocno wkurzyć. Zwycięzcy potrafią się mocno smucić. Właśnie oni potrafią tym emocjom wybrzmieć, a później się z nich oczyścić. A później podnieść i zacząć działać. Czasami po niektórych porażkach podniesiemy się sami, po niektórych potrzebujemy wsparcia psychologa, trenera mentalnego, a może psychoterapii, bo może się okazać, że ta porażka jest którąś z kolei taką samą. Czyli na przykład wchodzimy w relację i trzecia relacja kończy się w ten sam sposób, że wybraliśmy na partnera/partnerkę osobę toksyczną emocjonalnie, która cały czas w naszej relacji powoduje rollercoster, to może warto zadać sobie pytanie: w jakiej my się rodzinie wychowaliśmy, czy my nie poszukujemy w pewien sposób takiej osoby nieświadomie. Bo kiedy trafia się nam ktoś, kto jest opiekuńczy, kto jest osobą ułożoną emocjonalnie i nie funduje nam takiego rollercoastera w weekendowy wieczór, to może się okazać, że ta osoba jest dla nas za nudna. Powiem wam, że kiedyś rozmawiałem z taką koleżanką, która właśnie uświadomiła sobie, że u niej był problem natury alkoholowej w domu i rodzice nadużywali tego alkoholu, więc ona była dorosłym dzieckiem alkoholików. I, gdy zaczęliśmy o tym rozmawiać, to uświadomiła sobie, że ona na partnerów wybierała właśnie takich, bo jak raz miała takiego, który w sobotni wieczór fundował jej wspólne oglądanie filmów, masaż, przytulanie, super czas, ale jej coś brakowało. Po miesiącu czy dwóch powiedziała, że to jakiś jest nudny gość, to jakiś po prostu flaki z olejem, to się nie nadaje. Nie, to ja nie chcę takiego. Dopiero później odkryła, że ona potrzebowała takiego bodźca w postaci takiego: co jakiś czas jakaś awanturka czy jakieś co jakiś czas jakieś właśnie mocne doświadczenia. Dopiero uświadomienie sobie tego pozwoliło jej zacząć z tym pracować. Więc różne porażki są, kiedy popełniamy drugi, trzeci, czwarty raz ten sam błąd, ta sama porażka nam się przydarza, to tym bardziej potrzebujemy porozmawiać o tym ze specjalistą, żeby wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski i zacząć uczyć się nowych schematów. Bo te, które do tej pory znaliśmy, nie sprawdzają się.

Podsumowując…

Chciałbym wam powiedzieć, że każdy – niezależnie od statusu społecznego, od umiejętności, od doświadczeń – ponosi w życiu porażki. Im większe sukcesy czy też cele będziemy ci osiągać, tym więcej tych porażek po drodze będzie. I ważne jest to, żeby zaakceptować fakt, że one będą nam się przydarzać, nauczyć się reagować na emocje towarzyszące temu całemu doświadczeniu. Wzmocnić swoją rezyliencję, czyli stworzyć umiejętność radzenia sobie z przeciwnościami i stawiania czoła wyzwaniom. To jest umiejętność, to jest kompetencja, która pozwala uporać się – czy to będzie strata, czy to będzie trauma, to jest nam bardzo potrzebne. Więc prawo do porażki nie oznacza prawa do odpuszczania. Ale prawo do porażki sprawia, że mamy więcej luzu w sobie, więcej swobody do działania, nie czujemy się tacy sztywni, zamknięci. Szukajmy ludzi, którzy nas będą spierać. Szukajmy przyjaciół, z którymi będziemy mogli o tym porozmawiać. A jeśli ich jest za mało, czy też nie ma w tym momencie możemy udać się do psychologa, możemy udać się do trenera mentalnego, możemy udać się do coacha na coaching. Nie zostawiajmy tego i nie kopmy cały czas tego, że jesteśmy beznadziejni i że kolejny raz nam coś nie wyszło. Po prostu czasem trzeba usiąść, przesiedzieć godzinę, nic nie robiąc, a potem wypisać z tego, zrobić notatkę, protokół i ruszyć. Mamy tylko jedno życie i to życie jest kolorowe. I ono potrzebuje i czarnych, brązowych, szarych, potrzebuj też różowych, niebieskich i fioletowych, pomarańczowych, wszystkich kolorów. I potrzebuje też naszych emocji: miłości, radości, szczęścia, ale potrzebuje też goryczy, tęsknoty, utraty. Bo właśnie dzięki temu, że ma różne kolory i ma różne emocje sprawia, że kochamy je, kochamy siebie i doceniamy życie, doceniamy siebie. I z tą myślą chce was zostawić. Każdego dnia doceniaj siebie. Napieraj do przodu i bądź wytrwały.

Dziękuję za dziś.

Do usłyszenia w kolejnym odcinku.

A jeśli ktoś chce jeszcze zostać chwilę to opowiem wam o przygotowaniach do tego odcinka. Bo to jest prawo do porażki. Mój perfekcjonizm odezwał się. Pracuję ostatnio bardzo mocno w terapii nad różnymi takimi jeszcze elementami, które wydawały mi się, że mam już przepracowane. Odkrywam na nowo pewne karty, rozdrapuję strupy, czyszczę je do końca. Okazuje się, że ten perfekcjonizm się znowu odpalił z taką mocą siłą i sprawił, że bardzo trudno było mi przygotować ten odcinek. Pan tak dużo informacji na temat prawa do porażki, na temat swoich historii z tym związanych, z maratonami, które mi nie wyszły, z ultra maratonami, z biznesem, który się rozwalił, zanim go jeszcze złożyłem w całość. I to wszystko sprawiło, że chciałem zrobić taki mega super wielki odcinek. I kiedy rozmawiałem ze swoją asystentką, ze swoją prawą ręką odnośnie tworzenia różnych projektów, to zaczęliśmy się śmiać, że ja z tego wszystkiego mógłbym ułożyć wspaniały kurs online o prawie do porażki. Tak dużo informacji chciałbym zawrzeć. I dopiero obśmianie tego perfekcjonizmu pozwoliło mi zluzować, że tak powiem, gumę w majtach, i wystartować – nagrać to, wykreślić 3/4 rzeczy, które chciałbym wam powiedzieć. Pewnie o prawie do porażki powiem jeszcze w kilku odcinkach, w trochę mniejszej formule, bo tutaj wyszedłby pięciogodzinny wywód, a tego byście pewnie nie chcieli. Więc ja też doświadczam tego, jestem śmiertelnikiem, który robi bardzo dużo błędów, który podnosi się po tych błędach. Czasami bardzo szybko, a czasami potrzebuję po prostu posiedzieć w przysłowiowej jaskini i pozwolić sobie wybrzmieć wszystkim emocjom, które tam towarzyszą. Nawet bycie trenerem mentalnym nie oznacza, że ja już to wszystko przepracowałem. Często się śmieję z tego, że jestem w stanie dużo szybciej pomóc moim klientom, niż pracując sam ze sobą. Na szczęście teraz mam grupę ludzi, do których mogę zadzwonić, napisać. Mam też wspaniałe bliskiej osoby, z którymi mogę to przegadać, ale nie zawsze tak było. Więc, co ważne, stawiać krok za krokiem, iść do przodu. Jedni idą dużymi krokami i szybkimi. Ja na początku bardzo małe kroki stawiałem. Tak jakbym szedł po kruchym lodzie, ale do przodu. I nie raz upadłem. I nie raz się wywróciłem i nawet, właśnie przygotowując ten odcinek, miałem takie chwile zwątpienia i słabości. Czy ja mogę ten odcinek o prawie do porażki zrobić niedoskonałym? I pewnie on jest niedoskonały. Ale dzięki temu ja też rozwijam się i mam nadzieję, że dacie mi jakąś informację zwrotną, czy było to dla was pomocne, czy otwarło wam głowę na jakieś wasze tematy. Bo dzięki temu też będzie mogło mi się lepiej pracować na przyszłość. Będę się bardziej rozwijał dzięki temu.

No to co… Jeszcze raz – dobrego dnia!

Do usłyszenia, cześć!

Zostaw komentarz poniżej

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top