Jarek Brzozowski

13 sposobów na podniesienie pewności siebie!

13 sposobów na podniesienie pewności siebie

 

Mówi się, że największą tragedią w życiu nie jest to, że ludzie mierzą zbyt wysoko i chybiają, ale to, że ludzie mierzą zbyt nisko i trafiają. (Bob Moawad)

 

Z tego artykułu dowiesz się, czy jesteś kurczakiem czy orłem.

Poznasz 13 ćwiczeń jak stać się orłem.

 

Każdy z nas może być dumny z tego, co posiada, z osiągnięć, czy też z obecnego życia, które udało się stworzyć. Każdy z nas może być dla siebie człowiekiem sukcesu.

Wielu z nas może jednak zaprzeczać tej prawdzie. Każdy jest zdolny do zrobienia czegokolwiek tylko wtedy, gdy włoży w to swoje serce i nastawi się na to. Nikt nie jest pozbawiony zdolności do cieszenia się życiowymi sukcesami. Cierpią tylko ci, którzy pozbawiają się odwagi, pracowitości ciekawości świata i siebie samych.

 

Którą z tych osób jesteś?

Czy jesteś osobą, która docenia siebie i swoje życie?

Czy jesteś kimś, kto działa, próbuje, idzie inną ścieżką niż większość? (przeciwieństwem będzie ktoś, kto zakłada, że się nie uda zanim jeszcze nie spróbuje)

 

Zatrzymaj się teraz na chwilę i szczerze sobie odpowiedz na to pytanie.

 

Niezależnie od tego, jaka jest odpowiedź, dopilnuj, abyś zmieniał swój świat na lepszy.

Jeśli możesz powiedzieć, że jesteś wystarczająco pewny siebie, że siebie doceniasz, że działasz pomimo strachu to dobrze! Ale nie zadowalaj się tym, co jest wystarczające.

 

Jeśli jednak odpowiedziałeś “nie”, to nie zwlekaj. Marnowanie życia na bezsensowne marudzenie, narzekanie, krytykowanie i obmawianie może doprowadzić cię (a raczej na pewno) do momentu, w którym będziesz żałował tego wszystkiego. Wiesz kiedy to się stanie? Na koniec twojego życia.

 

Jakże bolesna byłaby świadomość, że zostałeś wyposażony we wszystko, co potrzebne do osiągnięcia celu, lecz nie odważyłeś się z tego skorzystać. Wolałeś wiecznie narzekać, krytykować, obwiniać innych za swoje niepowodzenia. Ech…

 

 

Opowiem Ci pewną historię. (na podstawie indiańskiej legendy o orle, który myślał, że jest kogutem)

 

Pewien mężczyzna szedł ścieżką i znalazł jajo orła. Zabrał je ze sobą i włożył do gniazda przydomowej kury. Wkrótce orzeł wykluł się z innymi pisklętami i dorastał razem z nimi. Od początku zaczął naśladować to, co robią kury. Gdakał na podwórku, grzebał w ziemi w poszukiwaniu robaków i owadów do jedzenia i latał na kilka stóp w powietrze tak, jak robią to kurczaki. Pewnego dnia zobaczył coś nad sobą. Coś majestatycznego co sunie po niebie z gracją.

Orzeł: – Co to jest?

Kura: – Ach to? To jest orzeł. On jest królem wszystkich ptaków, panem nieba. Ale my należymy do ziemi, ponieważ jesteśmy tylko kurczakami. Nie martw się, nigdy nim nie będziesz. 

 

Wychowany w kurniku, gdaczący i grzebiący w ziemi orzeł przez długi czas obserwował inne orły, które unosiły się w powietrzu, fascynował się ich pokazem wspaniałości.

Za każdym razem, gdy stał w zachwycie nad tymi unoszącymi się w powietrzu orłami, marzył sobie, by urodzić się takim jak one. Nie odważył się jednak rozwinąć skrzydeł, ale każdego dnia jego serce płakało, tęskniło by wzbić się na wyżyny, na które wzbijają się orły. Nie udało mu się odkryć swojego potencjału i prawdziwego ja, dlatego umarł jak kurczak – wiecznie tęskniąc za tym, by stać się jednym z tych, do których naprawdę należał.

 

Każdy z nas jest orłem. Wszyscy jesteśmy zdolni do lotu na maksimum naszych możliwości. Jeśli nie rozwiniemy skrzydeł i nie odważymy się odkryć naszego prawdziwego ja, na zawsze pozostaniemy ograniczeni przez naszą porażkę w przekraczaniu wysokości i stawaniu się prawdziwymi ludźmi, którymi mieliśmy się stać.

Gdybyśmy tylko zdali sobie sprawę z orła, który w nas drzemie, wszyscy moglibyśmy wieść życie pełne realizowanych celów i marzeń, pełne szczęścia i zadowolenia.

To nie oznacza, że gdy zrobisz pierwszy krok to od razu staniesz się pewnym siebie człowiekiem sukcesu.

 

Co może doprowadzić cię do „obudzenia” w sobie orła, który lata po niebie?

 

Znajomość samego siebie, zbudowanie zaufania do siebie, pewność siebie, ale taka, która płynie z wnętrza. Samoświadomość często pomaga uświadomić sobie, jak wspaniale zostaliśmy stworzeni. To pozwala uczyć się nadawać wartości swoim talentom, pozwala poznać swoje słabości i lęki, oswoić się z nimi i traktować jako sprzymierzeńców, a nie wrogów.

 

A teraz zapraszam cię do ćwiczeń, które mogą podnieść twoją pewność siebie. Tak ćwiczeń, samo czytanie nic nie da. 😉 Tak się składa, że pewność siebie jest jak ćwiczenia na siłowni czy bieganie – gdy trenujesz stajesz się silniejszy, masz lepszą kondycję, natomiast gdy rozsiadasz się w fotelu i nic nie robisz, to twoja pewność zaczyna się zmniejszać.

 

13 sposobów na nauczenie się większej pewności siebie

 

Czy jesteś tak pewny siebie jak chciałbyś być?

Niewiele osób odpowiedziałoby „tak” na to pytanie. Za to każdy może nauczyć się być bardziej pewnym siebie.

Zacznij od zapomnienia, że ​​pewność siebie, przywództwo i wystąpienia publiczne to umiejętności, z którymi ludzie się rodzą. W rzeczywistości badania pokazują, że bycie nieśmiałym i ostrożnym jest naturalnym stanem człowieka. W ten sposób ludzie we wczesnych czasach żyli, i przekazywali swoje geny, więc to jest w naszej puli genów. Musieli być ostrożni, aby przeżyć. Ale rzeczy, o które musieli się wtedy martwić, nie są tym, o co my musimy martwić się dzisiaj.

 

Jak nauczyć się być bardziej pewnym siebie?

 

1. Umieść swoje myśli we właściwym miejscu.

Przeciętny człowiek ma 65 tys. myśli dziennie, a 85–90% z nich to negatywne rzeczy, o które się martwi lub się ich boi. Te ostrzeżenia w postaci strachu to nasza jaskiniowa przeszłość. To ma sens jeśli włożymy rękę w płomień – nasz mózg chce się upewnić, że nigdy więcej tego nie zrobimy. Ale ten mechanizm przetrwania działa też przeciwko nam, ponieważ powoduje, że skupiamy się na lękach, a nie na nadziejach czy marzeniach.

Chodzi o to, aby mieć świadomość, że mózg działa w taki sposób i umieć zachować proporcje negatywności. Uświadom sobie, że twoje myśli to tylko myśli i niekoniecznie reprezentują obiektywną rzeczywistość.

 

2. Zacznij od końca.

Wielu ludzi nie zna odpowiedzi na pytania: Co chcesz robić? Kim chcesz być?

Kluczem jest wiedzieć, czego chcesz. Wszystko, co robisz, powinno prowadzić cię tam, gdzie chcesz dojść.

 

3. Zacznij od wdzięczności.

Rozpocznij dzień od zastanowienia się nad niektórymi rzeczami, za które warto być wdzięcznym.

Jeśli zaczniesz z taką perspektywą, będziesz w dobrym nastroju przez resztę dnia.

 

4. Zrób codzienny krok poza swoją strefę komfortu.

Jeśli regularnie wychodzimy poza strefy komfortu, one rozszerzają się. Jeśli pozostaniemy w nich – kurczą się. Unikaj uwięzienia i ograniczeń, zmuszaj się do robienia rzeczy, które wykraczają poza wygodną strefę.

Wszyscy mieliśmy doświadczenia, kiedy zrobiliśmy coś, co nas przeraziło, a potem odkryliśmy, że nie było tak źle. Pamiętam moje pierwsze wystąpienia przed publicznością – bałem się ich bardzo, nogi się uginały, a noc przed wydarzeniem była bezsenna. Chciałem nawet zrezygnować, ale jeden z kolegów zadzwonił do mnie kilka godzin wcześniej z pytaniem czy spałem dobrze poprzedniej nocy. Wspomniał, że,  jego pierwsze wystąpienie też go paraliżowało, ale po to trenowałam tyle w ostatnim czasie, że dziś mam przyjechać i pokonać ten wyimaginowany strach. Kiedy wyszedłem na scenę, zdałem sobie sprawę, że nie jest tak źle, a po wystąpieniu byłem bardzo szczęśliwy, że to zrobiłem. Dziękuję mu za tego przysłowiowego kopniaka.

Nie zawsze będziemy mieć w pobliżu kogoś, kto wypchnie nas z naszych stref komfortu, więc często musimy to zrobić sami.

Działaj! Zaczynaj od małych kroków, ale działaj pomimo strachu, działaj choć bardzo się boisz.

„Każdego dnia rób jedną rzecz, która cię przeraża” – Eleanor Roosevelt

 

5. Pamiętaj: psy nie gonią zaparkowanych samochodów.

Jeśli spotykasz na drodze do celu pytania, wątpliwości i krytykę – prawdopodobnie jesteś na właściwej drodze. Nie oznacza to, że powinieneś ignorować znaki ostrzegawcze, ale oznacza to, że powinieneś spojrzeć na te negatywy z odpowiedniej perspektywy. Z lotu orła, który wzbił się w górę.

Jeśli nie dokonasz zmian i nie zakwestionujesz status quo, nikt nigdy nie będzie sprzeciwiał się niczemu, co robisz, co w dużym skrócie oznacza że nic nie robisz.

 

6. Przygotuj się na potknięcia.

To nie porażka niszczy naszą pewność siebie, to nie podnoszenie się. Kiedy się potykamy i ponosimy porażkę, to właśnie wtedy się uczymy – dowiadujemy się, co nie działa i możemy spróbować jeszcze raz, mając już pewne doświadczenie. Pięknie napisał o tym koszykarz Michael Jordan: „Nie trafiłem ponad 9000 rzutów w mojej karierze. Przegrałem prawie 300 gier. 26 razy nie trafiłem decydujących piłek w meczu. Ponosiłem porażki raz po raz przez całe moje życie. I właśnie dlatego osiągnąłem sukces.”

 

7. Znajdź mentora.

Cokolwiek zamierzasz zrobić, prawdopodobnie są inni, którzy zrobili to pierwsi i mogą zaoferować ci przydatne porady lub przynajmniej służyć jako wzór do naśladowania. Znajdź tych ludzi i ucz się od nich jak najwięcej. Często słyszę „nie stać mnie na mentora”. To podejmij inne kroki: zobacz, gdzie pisze swoje artykuły, polub jego social media, obserwuj, zadawaj pytania (to dobre ćwiczenie do punktu 4), bądź jego wiernym kibicem, gratuluj mu jego sukcesów i najważniejsze – inspiruj się i ucz od niego. Z czasem będzie cię stać na jego mentoring.

 

8. Mądrze dobieraj towarzyszy.

Twoja perspektywa – negatywna lub pozytywna – będzie średnią wynikową z pięciu osób, z którymi spędzasz najwięcej czasu. Dlatego uważaj, z kim spędzasz czas. Upewnij się, że spotykasz się z ludźmi, którzy cię zachęcają i podnoszą, są orłami – unikaj kur, które ciągle narzekają, gdaczą, ale nie robią nic poza tym, czego nauczyli się dawno temu.

Przysłuchaj się temu, co mówi twoje otoczenie, gdy opowiadasz o jakimś pomyśle, o tym, że chcesz coś zmienić w swoim życiu. Zauważ, czy tylko rzucają slogany” po co ci to?, ty nie masz do tego talentu, nie uda ci się, nigdy nie będziesz taki jak on…

Czy masz jednak takich, którzy powiedzą z entuzjazmem: świetnie, działaj, jak mogę ci pomóc?, wiesz, znam kogoś kto już to zrobił – może cię z nim zapoznam?

 

Czy masz przyjaciół, którzy nigdy nie wyszli z baru? (jak mówi Jacek Walkiewicz – link do tego wystąpienia na końcu artykułu). Czy masz takich, którzy ciągle coś robią, testują, raz im wychodzi, a raz nie, ale się nie poddają?

 

Kiedy mieszka się z kurami, trudno latać jak orły. Ludzie, z którymi się spotykasz, mają ogromny wpływ na to, jak myślisz i zachowujesz się. Starannie dobieraj znajomych.

 

 

9. Odrób swoją pracę domową.

W prawie każdej sytuacji przygotowanie może pomóc zwiększyć twoją pewność siebie. Musisz wygłosić przemówienie? Przećwicz to kilka razy, nagraj siebie i słuchaj. Zaproś kogoś bliskiego, żeby cię zobaczył podczas próby lub wyślij mu nagranie.

Jeśli będziesz przygotowany, będziesz bardziej pewny siebie.

 

10. Odpoczywaj i ćwicz.

Jest już wiele dowodów na to, że odpowiednia ilość snu , ćwiczeń i prawidłowego odżywiania ma ogromny wpływ zarówno na nastrój, jak i skuteczność. Zaledwie umiarkowane ćwiczenia trzy razy w tygodniu przez 20 minut robią tak wiele dla hipokampu i są bardziej skuteczne, niż cokolwiek innego w zapobieganiu chorobie Alzheimera i depresji. Niestety często przesuwamy aktywność na inny dzień, gdy ustalamy swoje priorytety. Chociaż jest wiele rzeczy, które możemy delegować, ćwiczenia nie są jedną z nich  na szczęście.

 

11. Oddychaj!

Jeśli głęboko oddychasz, nasyca to twój mózg tlenem i sprawia, że ​​jesteś bardziej skoncentrowany i świadomy. Jest to bardzo ważne kiedy nieustannie jesteśmy bombardowani różnymi stresującymi sytuacjami.

Już 10 minut dziennie wystarczy, żeby poprawić swoje dotlenienie (polecam jeden z moich treningów oddechowych link).

 

 

12. Rzuć wyzwanie swojemu wewnętrznemu krytykowi.

Często największą przeszkodą w zwiększeniu naszej pewności siebie jest ten cichy głos z tyłu głowy.

Jakże znajoma jest sytuacja, gdy masz zamiar zrobić prezentację przed klientem, wystąpić przed publicznością, pójść na rozmowę o pracę, a twój wewnętrzny krytyk mówi ci:

  • Nie uda ci się to. Klientowi nie spodobają się twoje pomysły i wybierze kogoś innego.
  • Publiczność cię wyśmieje.
  • Nowy pracodawca od razu pozna, że nie umiesz wszystkiego.

Niekiedy posuwa się nawet dalej i krzyczy bardziej szkodliwe:

  • Zawsze zawodzisz na prezentacjach, wystąpieniach w pracy. Teraz nie będzie inaczej!

 

Auć!

 

Jeśli zdarza się ci to często, pomyśl, ile razy twój wewnętrzny wredny głos się mylił.

Zapytaj siebie: czy zawsze tak było?

Znajdź pozytywne przykłady, że było inaczej. Kiedy twój mózg zaczyna ci mówić: „Zawsze…”, zatrzymaj się w tym miejscu.

Czy to możliwe, że zawiedziesz na tej prezentacji, wystąpieniu czy rozmowie o pracę? Tak, oczywiście.

Czy to możliwe, że poradzisz sobie świetnie? Jest to bardziej prawdopodobne, jeśli odrobiłeś pracę domową (ćwiczenie nr 9)!

Uciszenie wewnętrznego krytyka wymaga dużo praktyki. Wsłuchuj się w siebie, by rozpoznać, kiedy jesteś dla siebie zbyt surowy i postarać się poprawić ten głos, mówiąc: „Tak, mogę to zrobić”.

Czy wiesz, że 85% rzeczy, o które się martwimy kończy się dobrze?

 

Następnym razem, gdy zauważysz, że jedna z twoich 65 tys. myśli staje się negatywna lub wyolbrzymia coś nieproporcjonalnego, zatrzymaj ją i przekształć ją w coś bardziej pozytywnego.

 

13. Nie zapomnij poprosić o pomoc.

Nie zakładaj, że ludzie wiedzą, czego chcesz.

Gdy ludzie będą wiedzieć, czego chcesz i że chcesz ich pomocy, możesz być zaskoczony, jak bardzo są gotowi. Ludzie bardzo lubią, gdy prosisz o radę lub wsparcie. Gdy ktoś mówi „nie”, zawsze możesz zapytać kogoś innego.

 

PodsumowUjąc…

 

Wszyscy urodziliśmy się uprawnieni do osiągnięć i sukcesów. Wszechświat jest dla nas zbyt dobry. Wiele zależy, aby wzbić się w powietrze. Nie zmarnuj tej szansy, odważ się latać jak orzeł.

 

Bądź jak orzeł, który wydobył się z błota bycia kurczakiem. Jeśli zdecydujemy się być kurczakami, będziemy musieli zaakceptować rzeczywistość, w której twój cel zostanie pokonany. A ty jesteś małym okruszkiem, który poddał się zanim spróbował.

 

Bądź jak orzeł i żyj życiem wolnym od szkodliwej kultury kurczaków. Bądź jak orzeł i korzystaj z pewności siebie, którą możesz zyskać dzięki codziennemu treningowi. To będzie wymagać od ciebie wysiłku, nie wszystko przyjdzie z łatwością. Jednego możesz być pewny – warto wyruszyć w tą wspaniałą drogę.

 

Niewielu rodzi się pewnym siebie, jak pokazują badania.

Pewni siebie uczą się tego. I ty też możesz!

 

 

 

Nie zrobiłem tego, bo co ludzie o mnie pomyślą…

90 dni mentalnej drogi do pewności siebie

Czujesz, że strach przejął ogromną część Twojego życia i powstrzymuje Cię przed realizacją Twojego prawdziwego celu?

Czy chcesz pozbyć się tego strachu i mieć niepohamowaną pewność siebie, czytaj dalej ale jeśli wszystko już Ci wychodzi, to odpuść czytanie szkoda Twojego czasu.

 

Jak opanować sztukę odpowiedzialności za swoje życie?

 

Dziś tak wielu z nas nie żyje zgodnie z naszym pełnym potencjałem z powodu strachu przed porażką lub tym, co inni o nas pomyślą/powiedzą. W rzeczywistości jest to jeden z najczęstszych żalów, które większość ludzi ma do siebie, gdy jest na łożu śmierci. Nie zrobiłem tego, bo co ludzie o mnie pomyślą, nie porozmawiałem z, x czy y, bo jak ona/on by zareagowali, nie zmieniłem pracy, bo bałem się, że …. 

A ty co możesz tu jeszcze swojego napisać?

Jakiej wyimaginowanej porażki się obawiasz?  Jaki strach podpowiada Ci, byś nie zrobił pierwszego kroku, bo co ludzie powiedzą i co się stanie, gdy się nie uda?

Jedną rzeczą, którą musisz zrozumieć jest to, że strach zabierze słońce w twoim życiu i zostawi cię z ciemnościami i smutkiem w sobie. Strach będzie Ci towarzyszył, ale to nie powstrzyma Cię przed działaniem, jeśli zaczniesz go poznawać, zaprzyjaźnisz się z nim.

Dobra wiadomość jest taka, że ty możesz wziąć ten stracha te wszystkie opinie, myśli „co ludzie powiedzą” i przejąć nad nimi kontrolę. Sprawić, że Twoje życie będzie celowe i często szczęśliwe. Jest sprawdzony na to sposób, trenując zaufanie do siebie, poznając swoje wartości i zadając sobie pytanie.

Oto kilka z nich:

  • Jak się dzisiaj miewam?
  • Co jest dla mnie w życiu ważne?
  • Co ważnego wydarzyło się w mim życiu w ostatnim miesiącu?
  • Co lubię robić, gdy nikt nie patrzy?
  • Co przeszkadza mi żeby to robić częściej?
  • Czy to, co teraz robię, jest dla mnie ważne?
  • Jak często robię coś tylko dla poklasku( ktoś mnie poklepie po ramieniu, dostanę kilka like na fb insta i na chwilę czuję się szczęśliwy)?
  • Gdyby w ciągu 30 dni można było z Ciebie zdjąć jeden ciężar, co by to było?
  • Czego się obawiasz, jaka najgorsza rzecz może się wydarzyć?
  • ……

 

Gdy dotrzesz do miejsca, w którym poznasz zwoje ograniczenia, to zaczniesz w końcu budować swoją Pewność Siebie.

Czasem potrzebne do tego jest zatopienie się w sobie (medytacja, cisza, ciemność), pobyć sam na sam z tym lękiem z tym krytyczny głosem wysłuchać czego on naprawdę się obawia, co on chce nam powiedzieć.Tu zaczyna się ciekawy proces budowania pewności siebie.

Pewność siebie nie jest stała i nie jest dana nam raz na zawsze. Pewnie widzisz, że w niektórych obszarach czy to zawodowych, czy prywatnych masz większą pewność siebie a w innych mniejszą, to naturalne.

Co przychodzi Ci do głowy, kiedy myślisz o “Pewny Siebie” ?

Pewność siebie nie ma źródła w tym, że zawsze ma się rację, ale w braku obawy przed pomyłką. [Peter T. Mcintyre]

To jest dokładnie to, co moim zdaniem służy jako przepis na pewność siebie. Jeśli zamierzasz żyć spełnionym życiem, to potrzebujesz być pewnym siebie, aby iść za rzeczami, które sprawiają, że jesteś szczęśliwy. Innymi słowy, wykaż się zaufaniem do samego siebie, swoich zdolności, osobowości i intelektu. Pozwól sobie na popełnianie błędów, to jest droga która pozwoli uwolnić Cię od wewnętrznych blokad.

“Szczęście jest wtedy, gdy to, co myślisz, to co mówisz i to, co robisz, jest w harmonii”. – Mahatma Gandhi

Czym więc jest pewność siebie? Pewności siebie to życie w zgodzie z samym sobą. Chodzi o przyjęcie swojego prawdziwego “ja”. Aby to zrobić, zacznij praktykować kontrolę nad swoim życiem i nie nie pozwalaj, aby okoliczności przeszkodziły Ci w osiągnięciu Twojego celu. Ty decydujesz, jakie są Twoje wartość, twoja prawdziwa jaźń i nie pozwalasz definiować siebie przez opinie innych. Im więcej osiągasz mikro sukcesów, tym stajesz się bardziej pewny siebie.

Kiedy opanujesz sztukę „Jestem odpowiedzialny za moje życie”, za to, co się w nim dzieje i jak na to reaguję. Będziesz miał dużo możliwości wyboru, co chcesz a czego nie. Kiedy nieograniczone możliwości pojawiają się na Twojej drodze, nie ma już miejsca na strach przed niedostatkiem. Wkrótce zdasz sobie sprawę, że możesz żyć życiem w obfitości. I to jest droga, do życia gdzie rozgościła się Pewność Siebie. Jednak zanim do tego miejsca dotrzesz, upłynie trochę czasu.

Trenuj każdego dnia.

 

Chcę przygotować kilka bezpłatnych artykułów o pewności siebie i potrzebuję Twojej pomocy? Wypełnij ankietę, do której link jest pod tym artykułem. To pomoże mi zebrać informacje i przedstawić koncepcje dotyczące tego, co chciałbyś się dowiedzieć na temat jak budować pewność siebie. Mam dla Ciebie niespodziankę po wypełnieniu ankiety otrzymasz dostęp do darmowego mini e-booka: 7 łatwych ćwiczeń do budowania pewności siebie.

Link do ankiety kliknij tutaj.

 

Pozdrawiam Jarek Brzozowski

 

W kobiecej energii – spotkanie na Górze Kamieńsk

W kobiecej energii – spotkanie na Górze Kamieńsk

Z tego wpisu dowiesz się czym jest Kobiecy krąg?Czym jest Feerwalking* i jak odważyć się przełamać strach?Co to za wydarzenie miało miejsce w ostatni piątek na Górze Kamieńsk.

 

Wspomnienie z wydarzenie w „Kobiecej Energii”, które w ostatni piątek współorganizowałem z Agatą na Górze Kamieńsk.

 

O co chodzi w Kobiecej energii?

 

Od wieków na całym świecie w różnych kulturach kobiety zasiadały w kręgu. Czasem spotykały się w Czerwonym Namiocie podczas menstruacji, aby świętować swoją kobiecość, zatrzymać się, dzielić się ważnymi sprawami, słuchać i być wysłuchaną oraz poczuć swoje połączenie z cyklami natury. Dziś, w świecie bardzo męskim, gdzie praca wymaga często rywalizacji, a dom łączenia wielu funkcji na raz – matki, żony, partnerki, kochanki, kobiety pracującej itp. – zasiadanie w kręgu jest tym bardziej potrzebne, aby przywrócić wewnętrzną równowagę i zanurzyć się w kobiecości. Mieć tylko czas dla siebie, odetchnąć i nabrać pozytywnej energii. Wtedy kobiecość może rozkwitnąć! ( to jedne z opisów spotkań z Kobiecą energią)

 

Po co Kobieca energia- Kobiecy Krąg?

 

Po tysiącleciach panowania patriarchatu, a przedtem matriarchatu, świat potrzebuje powrotu do równowagi. Jak to zrobić najpierw należy przywrócić swoją wewnętrzną równowagę, uzdrowić ośmieszaną, zawstydzaną, zranioną i wypartą kobiecą stronę natury. Twoją wewnętrzną kobietę (animę), która potrafi kierować się intuicją i przeczuciami, jest delikatna, wrażliwa i współczująca. Wie, jak troszczyć się i opiekować, odżywiać, wspierać i uzdrawiać, uszanować i zaakceptować, że taka jest; dać jej godne miejsce w sobie.

Kiedy to zaakceptujesz i pokochasz wrażliwą część siebie, dopiero wtedy z otwartym sercem możesz, używając męskiej strony swojej natury (animusa), działać, tworząc świat pełen miłości i piękna, pokoju i harmonijnych związków.

 

Wiecie już czym jest Krąg kobiet. Czas w kilku zdaniach opowiedzieć jak doszło do tego cudownego spotkania Kobiet na Górze Kamieńsk.

Podczas jednej z rozmów z Agatą stwierdziła że brakuje jej takich kobiecych spotkań. Takiego połączenia w kobiecej energii, harmonii, rozmów nieobalanych a zarazem bez porównywania oceniania i radzenia. Dług się nie zastanawialiśmy od pomysłu do realizacji w 5 min. Agata podjęła się wyzwania stworzenia kręgu kobiet. Rozesłała info pocztą pantoflową i poszło.   Przyjęła na siebie bycie otwierającą i prowadzącą krąg, mnie tym razem przypadła rola ogniomistrza, a tak po polsku miałem pilnować ogniska.

Nie byłbym sobą nie proponując jakiegoś ćwiczenia z wyzwaniem z metaforą przejścia w tel.

Wiec padło na feerwalking* ( chodzenie po rozżarzonych wręgach). To jest rodzaj przejścia pewnej bramy, spalenia zostawiania za sobą tego wszystkiego co nie służy co zabiera energię.

O ogniu i chodzeniu po rozżarzonych węglach później.

 

Zacznijmy od początku. Piątek 18 30 choć pogoda nie były łaskawa to dziewczyny zgodnie z zapowiedzią przyjechały na Górę Kamieńsk, gdzie to spotkanie było zaplanowane.

 

Jest tu dużo zieleni, cisza jest, jest  intymnie to idealne miejsce na spotkanie kobiet z naturą z innymi kobietami.

 

Dziewczyny przygotowały pyszności ciasta ciasteczka były też zdrowe przekąski 🙂

 

Początkowo towarzyszyła im pewne podenerwowanie i zaciekawienie. Z każdą chwilą przy ognisku rozgrzewając zmarznięte ręce, roztapiały również swoje blokady przed wejściem w nieznany im wcześniej proces. Choć zaprzeczały temu to widać było że perspektywa czegoś nowego jest delikatnie mówiąc nie komfortowa.

Agata jest mistrzynią organizacji takich spotkań i tworzenia dobrej atmosfery wiec po kilku minutach były już śmiechy.

 

Moja obecność ograniczyła się tylko do przestrzeni, przy ognisku i przygotowania kulminacyjnego momentu „chodzenia po ogniu”.

 

Ich „świątynią” rozmów dzielenia się tym na co były gotowe oraz wspólnego medytowania byłą właśnie drewniana altana.

 

Ceremonia otwarcia i zamknięcia spotkania oraz cały proces w którym uczestniczyły dziewczyny zostawiam dla nich jako intymną część tego spotkania.  Zachęcam Was drogie Kobiety do udziału w kolejnym „zlocie czarownic” J (tak też sobie żartowały w trakcie),przebywaniu w śród odważnych, biorących życie w swoje ręce kobiet.

Jesienna edycja plnaowana jest podczas pełni księżyca 19 Listopada również w piątek i również na Górze Kamieńsk

 

Drodzy panowie Krąg męski jest również przygotowywany, więc śledźcie na bieżąco moje www i fb 

 

A teraz wróćmy do ognia.

 

 ” Daj komuś ogień, a będzie mu ciepło przez jeden dzień, ale wrzuć go do ognia,

a będzie mu ciepło do końca życia.”

Terry Pratchett

 

Nikogo do ognia nie wrzuałem nie też nie wciągałem za rękę mówiąc no chodź będzie super J

 

Zacznijmy od tego czym jest ogień?

Ogień od zarania dziejów był kojarzony z otwarciem się na duchowe porozumiewanie. W wielu tradycjach człowiek przechodził przez symboliczne oczyszczenie ogniem, ponieważ ogień symbolizował stan zbliżenia duchowego pomiędzy człowiekiem a duchem. W dawnej Europie uczeni chemicy, mówili o ogniu jako ‘czynniku transmutacji’, ponieważ oni uważali, że wszystkie rzeczy eksplodowały z ognia i powróciły do ognia. Uznano iż ogień jest znakiem niewiarygodnej siły życiowej wewnątrz człowieka. Jest sygnałem wigoru, siły i energii psychicznej.Ogień jest potężną żywiołową siłą. Jest bratem wody, powietrza i ziemi. Ogień jest symbolem bóstwa, który objawia się w rodzaju męskim, a co za tym idzie, iż symbolizuje potencję płciową, siłę i słońce. Jako żywioł, symbolizuje zasadę siły i energii. Zarządza symbolami uzdrowienia, energią fizyczną, twórczością, destrukcją, oczyszczeniem i seksualnością.

*Firewalking, to sztuka stąpania bosymi stopami po ogniu.
Jest to znakomity warsztat motywacyjny. Człowiek przechodząc przez specjalnie przygotowaną ścieżkę ognia przekonuje sam siebie, że jest zdolny do rzeczy uznawanych dotychczas przez siebie za niewykonalne. Zaczyna wierzyć, że jest zdolny do pokonywania innych trudności. Dlatego też chodzenie po ogniu coraz częściej gości na warsztatach motywacyjnych, szkoleniach i imprezach integracyjnych.

 

Firewalking,  posiada korzyści psychologiczne. Chodzenie po ogniu, jest treningiem motywacyjnym, ponieważ człowiek, który przechodzi przez to doświadczenie przekonuje sam siebie, że jest zdolny do czegoś, co dotychczas uważał za niewykonalne. Idąc dalej – zaczyna wierzyć, że jest zdolny do pokonywania również innych trudności – prywatnych, zawodowych. Takie wydarzenie zapada na długo w pamięci i jest tzw. Kotwicą do przyszłych wyzwań i gdy pojawia się duży opór przed podjęciem działania.

 Firewalking pozwala zbudować duże poczucie wspólnoty i integracji.

 

Występują też korzyści fizyczne podczas  kontaktu bosych stóp z rozgrzanym węglem dochodzi do stymulacji punktów akupresurowych. Stopy w trakcie ćwiczenia( chodzenie po ogniu) stykają się wielokrotnie z drobnymi kawałkami węgla o temperaturze ok.600-700°C.W wyniku tego, znajdujące się tam receptory zostają bardzo mocno pobudzone.
Po takim rytuale człowiek jest  bardzo ożywiony, dopisuje mu dobry humor. Na drugi dzień często natomiast znikają drobne dolegliwości jak na przykład katar.

 

Nasz trening chodzenia po ogniu nie był pewny do samego końca ponieważ zmienność pogodny (co kilka minut padający deszcz) powodował że czas przepalenia się drewna wydłużał się.

Dopiero po 22 30 udało się uformować piękny dywan o temperaturze w okolicach 700 stopni Celsjusz.

Dziewczyny z uważnością i przerażeniem w oczach ale z zaufaniem do tego co robię podążały w rytm bębnów dokoła przygotowując się na odpowiedni moment.

 

Instrukcja samego wejścia jest prosta ważne jest żeby odpowiednio wcześniej wprowadzić uczestników ich umysły wprowadzić w stan skupienia i koncentracji.

 

Odpowiednia muzyka też wzmacnia efekt przed jak i w trakcie. Następnie podczas samego już przejścia należy patrzeć przed siebie trakcie i idziemy energicznym krokiem. Na dywanie ogniowym znajduje się tylko jedna osoba i bardzo istotne nie zatrzymujemy się .

Ale więcej o tym jak pokonać swój strach dowiesz się zawsze od organizatora takiego spotkania.

 

Wracając do naszych odważnych Kobiet Czarownic które nie dały spalić się na stosie 😉 To bardzo szybko uporały się z rozdeptaniem całego dywanu. Ale co najważniejsze nie zatrzymały się przed, wszystkie, które zdecydowały się tańczyć w okól ogniska przeszły kilka razy po tym pięknym dywanie. Co jeszcze bardzo istotne żadna z nich nie zgłaszała najdrobniejszych oparzeń.

Uwielbiam ten moment gdy widzę wzrastającą pewność siebie i poczucie sprawstwa które malowało się na ich twarzach gdy kolejny raz pokonywały tą ścieżkę zognia.

 

Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.

                                                                              Mark Twain

 

 

Mam nadzieję że zapamiętają ten moment na długo i kiedy staną przed wyzwaniem które napisze im życie nie będą się wąchały tylko pokonają je jak ten strach który im towarzyszył na sekundę przed przejściem.

PS

Mamy już datę kolejnego spotkania “W kobiecej energii”, kliknij  tutaj

Pozdrawiam Jarek

 

 

 

 

 

 

W poszukiwaniu sensu – mój krótki Vision Quest

W poszukiwaniu sensu – mój krótki Vision Quest

Tym razem dla wzmocnienia siły przekazu postanowiłem wybrać się na samotną noc do lasu, spotkać się z matką ziemią.

 

Od kilku dni zmagam się z kilkoma pytaniami, na które w domu, na spacerze czy w biegu, nie mogę znaleźć odpowiedzi. Trudno mi o pełną koncentrację, która daje możliwość wglądu w siebie. Moja najlepsza technika „narada zarządu”* też nie pomaga. Przypomniałem sobie o tym jak kilka lat wcześniej, podczas tygodniowej wyprawy na obóz medytacyjny, jeden dzień spędziłem w odosobnieniu, milczeniu i bez jedzenia. To był wspaniały czas, w którym „dostałem” kilka odpowiedzi na nurtujące mnie wtedy pytania. Pomyślałem, że jeśli to się sprawdziło, to czemu nie powtórzyć tego raz jeszcze. Tym razem dla wzmocnienia siły przekazu postanowiłem wybrać się na samotną noc do lasu – ja i przyroda/przygodaJ, ja i matka ziemia.

Zacznijmy od tego, czym jest Vision Quest?

To obrzęd przejścia, jakiemu w plemionach południowoamerykańskich poddawani są wchodzący w dorosłość chłopcy. Poprzez konfrontację z ogniem, powietrzem, wodą i ziemią, jak również z własnymi wewnętrznymi żywiołami (np. złością, strachem, czy pożądaniem) zamykają oni pewien okres w swoim życiu, otwierając się na nową rzeczywistość. Od tej pory nic nie jest już takie samo.

W jednej z broszur informacyjnych zachęcających do wzięcia udziału w tego rodzaju praktyce możemy przeczytać:

Kiedy lato odchodzi i liście zmieniają swe żywe barwy, odpowiadając na głos wewnętrznej tęsknoty, mężczyzna i kobieta pozostawiają za sobą cały świat udając się w ciemne, sekretne miejsce Matki Ziemi, aby umrzeć tam i odrodzić się na nowo. Niczym sucha łupina ziarna ukrywająca nasienie cennego ducha wstępują w ciemność Ziemi pozwalając chłodnej zimie przeniknąć ich ziemskie członki. Bez jedzenia, bez picia, bez żadnego zajęcia, stają twarzą w twarz ze swymi wizjami i snami wyświetlającymi się w obłąkańczym kołowrocie na ekranach ich świadomości. Usta ich spieczone wysychają z pragnienia, a wnętrzności krzyczą. Przenikający ból sprawia, że zapominają, że jeszcze istnieją. Wyrzekając się wszystkiego uwalniają się przede wszystkim od siebie samych. I jak promień światła rozświetlający ciemność grobu, niczym bogowie zmartwychwstają i są wolni, aby iść, dokądkolwiek pragną.” [pisownia oryg.]

Nie wszystkie odosobnienia przybierają tak surową formę, ale istota jest zawsze taka sama. Uczestnicy udają się na pustkowie w poszukiwaniu swojej wizji, odpowiedzi oraz bezpośredniego wglądu w głąb siebie, odkrywają treści niedostępne w codziennym życiu. Dzięki wsparciu natury można znaleźć odpowiedzi na najgłębsze pytania.

 

Wyprawa do wnętrza

Przygoda zaczęła się od spakowania plecaka, sprawdzenia śpiwora i namiotu. Pomimo tego, że zaleca się zabranie tylko śpiwora i plandeki w razie deszczu, postanowiłem, że moje pierwsze nocne doświadczenie będzie w namiocie. Okazało się to zbawienne kiedy dotarłem na miejsce i przywitała się ze mną plaga komarów.

Moja podróż do wnętrza nie była samotna, towarzyszył mi w niej przyjaciel Snowy. Dla niego to też było fantastyczne doświadczenie, ale o tym później.

Przygotowałem teren do rozbicia namiotu i wykopałem nogą J miejsce na ognisko. Tak, postanowiłem, że takie doświadczenie wspomogę ogniem, który zawsze nadaje majestatyczny klimat.

Szybkie rozbicie namiotu utrudniał Snowy – gdy ja z lewej strony naciągałem sznurki, to on z prawej sprawdzał co to jest i tak kilka rund w koło namiotu zrobiliśmy. Choć odrobinę mnie to irytowało to postanowiłem się nie denerwować, w końcu miałem tu być najbliższych 14 godzin, więc nigdzie się nie spieszyłem.

Z ogniskiem poszło szybciej, Snowy – tym razem w roli obserwatora – przyglądał się co ja za piramidę układam i dlaczego z tego leci dym. Na szczęście nie próbował zwąchać co tam jest.

Namiot przygotowany, ognisko się pali – czas na medytację. A zanim to zrobiłem, to zgodnie z obecnym trendem społecznym obwieściłem światu, że spędzę samotną noc w namiocie. 😀

Przed rozpoczęciem tego rytuału zastanawiałem się czy to będzie jakieś silne uderzenie, czy noc w lesie, na polanie może być dla mnie mocnym doświadczeniem. Może jakieś przebudzenie lub olśnienie? 🙂

Mam za sobą kilka ładnych nocy w lesie, w górach, tylko tam nie siedziałem w jednym miejscu, nie byłem zazwyczaj sam albo tylko przez kilka kilometrów. A jak już coś głośniej zaszeleściło, to zawsze mogłem przyspieszyć i dać dyla. J Tym razem miało być inaczej, bez szybkiego biegania, bez euforii biegacza.

Do zachodu słońca paliło się bardzo małe ognisko. To było piękne przeżycie wpatrywać się w ten ogień, widzieć jak dzień się kończy i zaraz nastanie noc. We mnie wzrastała ciekawość – jaka będzie moja reakcja na to czuwanie w nocy, jakie pojawią się we mnie emocje.

I przyznam się wam, że źle zaplanowałem swoją wyprawę. Za krótko i za blisko cywilizacji. Kilka kilometrów od torów kolejowych to ciągłe przejazdy pociągów, w którymś momencie przyłapałem się na tym, że czekam kiedy będzie słychać kolejny.

Za krótko, ponieważ po całym tygodniu pracy do wyciszenia i oderwania się od wszystkiego pewnie potrzebowałbym minimum 24 h. Gdy to robiłem poprzednim razem to 5 dni już siedziałem w ciszy, medytacji, w górach.

Nie oznacza to jednak, że te błędy nie pozwoliły mi na uzyskanie kilku odpowiedzi.

Jednym z pytań było „czy dobrze zrobiłem przechodząc na 100% działań zawodowych do swojej firmy?”. Poduszka bezpieczeństwa w postaci kilku tysięcy złotych (miesięcznie wpływu z etatu) skończyła się. Teraz tylko moje działania i to, czego nauczyłem się do tej pory. pozwalają mi na zarabianie pieniędzy.

Na to pytanie pewnie odpowiem wam pod koniec roku lub jeszcze później.

Szukałem też odpowiedzi na pytanie: czego mam się nauczyć, co mam zmienić w moim działaniu, ponieważ w ostatnich 3 miesiącach straciłem połowę z moich obecnych klientów – zarówno w treningu biegowym, jak i w treningach mentalnych. Wiem, że część z nich deklaruje, że po wakacjach wracamy do dalszej współpracy, ale to mój „pierwszy raz”, gdy tyle osób zawiesza współpracę.

Zadaję sobie sprawę, że prowadząc swoją działalność nie zawsze jest kolorowo i nie chcę tu skomleć, czy się użalać – jestem z wami po prostu szczery. Piszę to też dla siebie na przyszłość jako taki punkt odniesienia.

Chciałem znaleźć też odpowiedz na pytanie o sens tego co robię. W którą pójść stronę? Czy nadal rozwijać obecne działania (treningi biegowe, mentalne, mental campy, pokonać siebie), czy może podjąć jakieś inne wyzwanie?

Wróćmy do wieczoru i miejsca, które początkowo wydawało się być zwykłym lasem oddalonym kilka kilometrów od mojego domu.

Gdy zaczęło się ściemniać z zaciekawieniem obserwowałem zmieniające się niebo. Fantastycznie móc mieć czas na to, żeby obserwować jak się zmienia to, co widzę i słyszę ptaki, szum lasu. Uwielbiam to i nagram, żeby móc słuchać tego w domu, gdy pracuję. Zdziwiła mnie dzika samotna kaczka przelatująca nad moją polaną, przykuła moją uwagę tym, jak głośno piszczała. Dziwne, bo za kilka minut wracała, tak jakby do sklepu po zakupy się wybrała, złoszcząc się i krzycząc, że o czymś zapomniała.

Sam zachód słońca pozwolił się wyciszyć, zacząć bardziej uważnie obserwować swoje myśli, nie zatrzymywać się na nich, pozwalać im płynąć. Snowy uspokoił się i siedział przed namiotem z nastroszonymi uszami. Byłem spokojny, wiedziałem, że mam najlepszy alarm bezpieczeństwa na świecie ze sobą.

Nie patrząc na zegarek nie mogę wam powiedzieć jak szybko mijał czas, za to mogę powiedzieć, że w tej prostocie, tym zimnym śpiworze (w nocy było 8 do 10 stopni) była jakaś magia, której jeszcze nie potrafię opisać. Czułem ogromny spokój, czułem się bezpiecznie pomimo świadomości tego, że może pojawić się jakiś psychol lub dziki, które są czasami nie do okiełznania.

Swobodny wdech i wydech, koncentracja na oddechu, gdy tylko moja głowa odpływała w świat horrorów. Doświadczanie tego cudownego bycia sam na sam z przyrodą, widok gwiaździstego nieba i świeże rześkie powietrze, to był miód na nurtujące mnie pytania.

Noc była cicha i spokojna, oprócz kolejnych pociągów oczywiście. J Przeżyłem też wspaniałą chwilę, gdy Snowy przyszedł i położył się na moich nogach, wtulił się, a ja czułem jak on się uspokaja, jak odpoczywa. To był fantastyczny moment, nigdy wcześniej nie pozwalał tak się przytulać. Najwyraźniej jemu ten nasz wspólny czas też się podobał.

Był też moment wzrostu ciśnienia i przebudzenia, kiedy to dzik, tuż przed wschodem słońca, postanowił wyjść z lasu na jogging. Coś jego kondycja była marna, bo głośno sapał, co sprawiło, że ja i Snowy stanęliśmy na równe nogi. Taka miła pobudka z jego strony. Na szczęście nie biegł w naszym kierunku, nawet nie zwrócił uwagi na światło z czołówki.

Po takim wystrzale adrenaliny ciężko zmrużyć oko, więc kolejny raz swobodny wdech i wydech, pozwoliłem by myśli płynęły, nie zatrzymywałem żadnej z nich. Uwielbiam tę instrukcję jak pozwolić sobie na totalny reset głowy.

Nadszedł magiczny wschód słońca, choć miejsce zwyczajne, to wschód i jego magia zawsze wprowadza mnie w refleksję i porusza moje serce. Uwielbiam takie momenty, te chwile, gdy słońce zaczyna oświetlać coraz mocniej przestrzeń, widać mgłę unoszącą się nad polaną, słychać śpiew ptaków. To jest takie codzienne, ale jest w tym dużo magii, czegoś czego jeszcze nie potrafię opisać słowami. A Snowy! Żebyście widzieli jaki był szczęśliwy, biegając po łące cały mokry od rosy.

To był kolejny wspaniały moment zachwytu dla mnie i taka refleksja, że nie trzeba jechać daleko, że nie potrzeba tygodnia wolnego – wystarczy jeden wieczór, noc, zachód i wschód słońca. Ważne jest łapać momenty, uchwycić w tym coś dla siebie i zabierać to ze sobą.

Czy przyszły odpowiedzi na moje pytania? Na kilka, może nawet nie tych, z którymi tam szedłem. Jak mogę podsumować swoje przemyślenia?

Realizuj swoje wyzwania, czerp z tego radość i energię.

W spokoju, ciszy i zaufaniu do siebie jest siła. Pozwalaj sobie na to częściej.

Poradzisz sobie w trudnych momentach, ale nie zapominaj o codzienności, bo w niej jest klucz do osiągania swoich celów.

Sensem jak dla mnie jest doświadczanie być tu i teraz. Bez oceniania siebie. Po prostu być tu i teraz.

Dziękuję wam za te kilka minut poświęcone na moje przemyślenia.

Zapraszam do śledzenia bloga i Facebooka. Teraz częściej będzie o treningu biegowym czy mentalnym, ale też o górach, wyprawach i rozwoju mojej firmy.

A zapomniałbym się pochwalić, że tuż po wschodzie słońca zebrałem jeszcze torbę grzybów. Niedzielny obiad skończył się smażonką.

Dla kogo jest taki trening ?

Dla poszukujących:

  • mądrości, odpowiedzi na życiowe pytania,
  • sensu,
  • rozwiązań,
  • uzdrowienia,
  • spokoju,
  • ciszy,
  • celu życia,
  • odwagi do mierzenia się ze swoimi słabościami,
  • wewnętrznej mocy,
  • wytrwałości.

Po co?

Lepiej nie zaczynaj od tego pytania. Po prostu zrób, jeśli się nie spodoba, to najwyżej stracisz jeden wieczór.

Ważne!!!

Zanim jednak to zrobisz, sprawdź czy miejsce, do którego się wybierasz jest bezpieczne. Poinformuj też kogoś z bliskich gdzie się wybierasz i o której zamierzasz wrócić. Możesz też zabrać gaz, żeby poczuć się bezpieczniej, ale też ochronić się w przypadku jakiegoś nieproszonego gościa.

 

To jeszcze na koniec… Już w najbliższych miesiącach zapraszam na wyprawy w góry. Jedna jest tylko dla kobiet – Wilczyce na szlaku link do ofert tutaj. Dla mężczyzn jeszcze jest w fazie opracowywania, ale już dziś mogę powiedzieć, że w drugiej połowie października planuję 4 dni wędrowania.

*Narada zarządu – to moja autorska nazwa do ćwiczenia, o którym usłyszałem od Mateusza Kusznierewicza. Idziesz do parku, kawiarni, lub siadasz w swoim ulubionym fotelu u siebie w domu. Przez godzinę nic nie robisz, siedzisz i słuchasz tego, co przelatuje przez twoją głowę. Na koniec wyciągasz notatnik i spisujesz pomysły, wnioski, uwagi jakie się pojawiły. Zrobię o tym ćwiczeniu osobny artykuł.

 

Wilczyce na Szlaku

Women Mental Camp 2022

Wilczyce na Szlaku

30.09 – 3.10.2021

Wędrówka, podczas której widzi się lepiej, słyszy więcej i czuje bardziej.

 

Kiedy?

30.09 – 3.10.2021

 

W zgodzie ze swoją dziką naturą, na przekór oczekiwaniom świata i po wyrzuceniu ciasnego gorsetu, społecznych norm i przekonań, wychodzą spotkać się z dziką naturą i spędzają czas w gronie kobiet-wilczyc, bo siła stada jest potężna.

Jedziemy w góry ładować akumulatory duchowe,

wewnętrzną siłę, miłość i empatię.

 

To będzie wspaniały czas wędrowania.

To będzie wspaniały czas wieczornych rozmów.

To będzie wspaniały czas nowych znajomości.

To będzie przemyślenie i podjęcie ważnych decyzji.

 

Wszystko wypowiedziane podczas spotkania wilczyc na szlaku zostaje na szlaku – to nasza najważniejsza zasada zaufania.

Wilczyce na szlaku to trening mentalny, mindfulness, w którym odkryjesz na nowo siebie, swoje mocne strony, połączysz się z naturą. Pozwolisz sobie na to, by popełniać błędy, zaprzyjaźnisz się ze sobą i wrócisz wypoczęta oraz zrelaksowana.

 

Wilczyce na Szlaku

Ten wyjazd jest dla Ciebie jeśli:

– czujesz, że brakuje Ci dobrych, inspirujących, kreatywnych bodźców, które motywują do podejmowania właściwych decyzji,
– masz wrażenie, że jesteś odcięta od swojej energii i bardzo chcesz to zmienić,

– czujesz, że brakuje Ci kobiecej energii i wzajemnej troski oraz bardzo potrzebujesz swojego opiekuńczego, siostrzanego stada,
– chcesz poznać czym są wibracje autentycznego spokoju i miłości, które wypełniają serce.

– intencje, które wysyłasz od dawna Wszechświatowi nie przynoszą Ci satysfakcji.

 

Teraz jest najlepszy czas na podejmowanie właściwych decyzji, inwestowanie w siebie, pracę nad swoim mentalnym oraz duchowym potencjałem.

 

Wilczyce na Szlaku

WYJAZD tylko dla kobiet, a w nim:
– 4 h wędrowania codziennie,
– po południu relaksacja, medytacja, mindfulness, trening mentalny
– dużo odpoczynku.
Cena 2790 zł
Cena promocyjna
1479 zł
Cena zawiera:
– noclegi,
– śniadania i obiadokolacje,
– transport z Bielska-Białej do miejsca wędrówki do schroniska,
– transport ze schroniska do Bielska-Białej,
– 4 x wycieczki w góry,
– codzienne zajęcia treningu mentalnego,
– ognisko integracyjne,
– indywidualne treningi mentalne,
– medytacje połączone w wizualizacją,
– dodatkowe niespodzianki.

 

Jak się zapisać na wyjazd? 

Gwarancją Udziału w Mental Camp jest sprawdzenie dostępności pisząc e-mail lub dzwoniąc do organizatora  516157686, a następnie przesłanie zaliczki 500 zł do 25.09.2021

Druga wpłata do 30.09.2021

Numer konta

ING Bank Śląski : 14 1050 1937 1000 0091 2488 8299

Passion Life Joy Jarosław Brzozowski

Tytułem: Wilczyce na szlaku + (imię i nazwisko uczestniczki)

 

 

Gdzie?
Zbiórka: 30.09., godz. 11 – Bielsko-Biała
30.09 – 3.10.2021 (czwartek – niedziela)

 

Tak było na poprzednich campach 

Kto jest organizatorem?

Jestem Jarek.

Prowadzę autorskie warsztaty „Budowanie Pewności Siebie – Mentalna droga 90 dni do szczęścia” oraz przewodzę akcji motywacyjnej Pokonać Siebie (rajd rowerowy dookoła świata).

Prowadzę indywidualne sesje coachingowe i treningi mentalne.

Prowadzę indywidualne i grupowe treningi biegowe.

Wspieram w pokonywaniu trudności, które spotykasz na swej drodze do osiągnięcia celu/marzenia.

Przygotowuję zawodników amatorów do startów biegowych. Układam plany biegowe.

Organizuję Mental Campy w górach.

Moja pasja do biegania połączona z treningiem umysłu pomogła mi wyjść z głębokiego dołka. Teraz mam w sobie dużo empatii i radości, którymi każdego dnia dzielę się z innymi.

Moje certyfikaty:

TTL NLP Master Coach, Trener Mentalny;

Skuteczna Komunikacja i przywództwo,

Compenet Comumunicator Toastamasters Mistrzowskie prezentacje i wystąpienia publiczne,

Kierowanie zespołem Mistrzowskie prezentacje i wystąpienia publiczne,

Public Speak Training – Story Teller,

Wiele szkoleń z zakresu duchowości.

Prywatnie:

dwukrotny zdobywca korony Maratonów Polski,

zdobywca Korony Gór Polski,

w trakcie Korona maratonów świata (rozpoczęta w Bostonie – dalszą część zatrzymała pandemia)

uczestnik ponad 40 maratonów i ultra maratonów. Rekord długości biegu to 150 km w górach,

rekord w maratonie poniżej 3 godzin, co plasuje mnie wśród 5% biegaczy na świecie!

prywatnie partner Moniki, właściciel dwóch psów i kota.

 

Kontakt:

Jarek Brzozowski

Tel. 516 157 686

biuro@jarekbrzozowski.tittle.pl

www.jarekbrzozowski.com

Jeśli nie kawa☕, to co? Alternatywa na dzień pełen energii.🌞👊🤪

Czujesz się zmęczony i przygnębiony, jesteś senny w tracie dnia, zawsze brakuje ci czasu, brakuje motywacji, doświadczasz wypalenia w domu i w pracy, itp.

Jedna filiżanka z podwójnym espresso już nie wystarcza.

Codziennie pijesz kilka filiżanek, a nadal odczuwasz zmęczenie.

Obecnie to większość z nas w dzisiejszych czasach.

To nie kawa czy jej rodzaj jest kluczem do większej energii i koncentracji, a osobiste zarządzanie energią.

 

Zarządzaj energią osobistą – ale jak?

Tempo współczesnego życia jest ekspresowe (bardzo szybkie) i jest mało prawdopodobne, aby w najbliższym czasie zwolniło. Nie oznacza to, że intensywne życie jest czymś negatywnym. Ważne jest, aby chronić swój poziom energii, abyś mógł cieszyć się życiem w sposób, który jest dla ciebie dobry.

To jest wyzwanie, z którym w ostatnich latach mierzymy się każdego dnia. Dobre, czy też „perfekcyjne” zarządzanie sobą w czasie, nie przyniesie wymiernych korzyści do momentu, w którym zajmiemy się tematem jak zarządzać swoją energią. Energia osobista jest naszym najcenniejszym zasobem, więc warto nauczyć się jak o nią dbać, by doświadczać radości życia i skuteczności działania.

Słyszałeś o zasadzie „zarządzaj energią, a nie czasem”? 

Co zrobić, aby podnieść swoją energię, kiedy jest to konieczne?

Zaczniemy od tego skąd czerpiemy i gdzie wyczerpuje się nasza energia?

 

Nasza osobista energia pochodzi z czterech źródeł:

1. fizycznych,

2. mentalnych,

3. duchowych,

4. emocjonalnych.

Istnieje wiele przyczyn, przez które pozbywamy się bardzo szybko naszych zasobów energetycznych – na przykład:

  • Jeśli nieustannie myślimy i nie jesteśmy obecni w życiu, drenuje to naszą energię.
  • Jeśli jesteśmy zaangażowani w zbyt wiele działań, to drenuje naszą energię.
  • Jeśli za dużo mówimy, to drenuje naszą energię.
  • Jeśli jesteśmy w konflikcie z kimś nam bardzo bliskim, to drenuje naszą energię.
  • Bardzo intensywny sport, to drenuje naszą energię.

Zarządzanie naszą energią polega na uświadomieniu tego, co się dzieje, jak pozbywamy się jej i jak ją zdobywamy.

 

Świadomość ta wpływa nie tylko na to, jak zużywamy energię, ale także na to, jak ją odnawiamy.

Wielu z nas może wydawać się, że brak produktywności 24/7 jest „strasznie zły” dla naszej kultury pracy. A jednak, wdrażanie zdrowych rytuałów dla każdego źródła energii zmienia zasady gry.

Dowiedz się, jak zrównoważyć okresy skoncentrowanej produktywności i przywracania energii!

Niektóre z tych rytuałów przywracających energię, są dość oczywiste — wszyscy słyszeliśmy o znaczeniu ćwiczeń i pozytywnego nastawienia. Tak więc żadna z tych wskazówek nie zapewni ci eureka-momentu, ale połączenie ich razem jako systemu zrewolucjonizuje twoje podejście do zarządzania energią.

Zagwarantuje Ci wysoką wydajność, kreatywność i równowagę.

1. Energia fizyczna

  • Rób regularne przerwy zgodnie z rytmem ultradobowym (np. 90 minut pracy przerywanej z 20 minutami odpoczynku lub techniką Pomodoro).
  • Jedz zdrową żywność (możesz zacząć od tych łatwych, zdrowych obiadów na wynos).
  • Trzymaj się higieny snu nie mniej niż 7,5 h snu – najlepiej 8 do 9 h.
  • Ćwiczenie (codziennie 5 do 15 min – zobaczysz jaką odczujesz zmianę po 20, 30 dniach). Biegi transowe (slow jogging), gi gong.

2. Energia emocjonalna

  • Zarządzaj poziomem stresu (zwłaszcza przed i po egzaminach).
  • Rozpoznaj swoje negatywne emocje i co może je wywołać; nie unikaj ich, ale żyj tak spokojnie, jak to możliwe.
  • Zakotwicz w pozytywnych emocjach i wdzięczności (dziennik wdzięczności pisany przed snem).
  • Zbuduj pozytywną historię o sobie. Każdego dnia dziękuj za swoje małe i duże zwycięstwa.
  • Regularne sesje w grocie solnej, treningi mindfulness, masaż całego ciała.

kontakt w social mediach

3. Energia psychiczna

  • Unikaj rozpraszania uwagi: wycisz telefon, wyłącz powiadomienia, ustaw dedykowaną godzinę na sprawdzanie e-maili.
  • Dąż do cyfrowego minimalizmu.
  • Nie wykonuj wielu zadań: postępuj zgodnie z zasadą „jednej rzeczy”.
  • Podejmuj mniej decyzji: trzymanie się rutyny i nawyków bardzo pomaga.
  • Ćwicz głębokie myślenie i odłączanie (medytacja).

4. Energia duchowa

  • Znajdź i zaangażuj się w znaczące działania, np. pomoc w fundacji.
  • Przeznacz czas na hobby (pamiętaj, że nie musisz być dobry w tym, co lubisz najbardziej), modelarstwo, wyklejanie, malowanie mandali, szydełkowanie. Wszelkie prace i roboty manualne.
  • Działaj zgodnie ze swoimi podstawowymi wartościami.

“W takim razie czy zarządzania energią można się nauczyć i jeśli tak, to jak bardzo taki trening może podnieść efektywność człowieka?

Oczywiście, że zarządzania energią można się nauczyć i bardzo do tego zachęcam.

Nie mogę powiedzieć, że trening zarządzania energią podniesie efektywność człowieka np. o 10 czy 20 procent – bo jak t0 w ogóle zmierzyć? Przetestuj i zamień cukier, kawę, nerwy, drażliwość, zmuszanie się do aktywności oraz nocne wybudzanie się, płytki sen na wiedzę i ćwiczenia, które zwiększą twoją siłę w dzień i poprawią jakość snu w nocy i pozwolą ci na poprawę jakości życia.

Kluczowym wnioskiem jest to, że zarządzanie energią osobistą jest zdecydowanie najbardziej efektywną i dalekosiężną strategią w porównaniu z tradycyjnymi narzędziami do zarządzania czasem. Powinieneś nauczyć się zamieniać okresy odpoczynku i regeneracji. Zaprojektuj swoje życie tak, aby twoja energia była regularnie odnawiana.

Kiedy poczujesz się przytłoczony, rozproszony lub rozłączony, użyj hacków energetycznych, aby wrócić na tor odświeżony i naładowany.

Hacki energetyczne

Niektóre czynności mogą naładować Cię tak dobrze, że możesz je wykorzystać jako rytuał przed występem lub jako regenerację. Niektóre hacki energetyczne mogą w zdrowy sposób naprawić niedobór dopaminy, serotoniny lub oksytocyny. Mogą zwiększyć Twoją motywację, pomóc ci zarządzać nastrojem, utrzymać koncentrację i spokój.

Oto kilka opcji, które możesz wypróbować i zobaczyć, które hacki energetyczne działają dla Ciebie.

 

Słuchanie muzyki

Aby zwiększyć koncentrację podczas wykonywania głębokiej pracy, możesz słuchać dźwięków — natury, kawiarni, muzyki klasycznej, muzyki z gier wideo, itp.

Kiedy chcesz poczuć się naładowany, słuchaj muzyki z dużą energią, aby zwiększyć swoją motywację.

Możesz także słuchać muzyki w czasie wolnym jako działanie kojące umysł i ładujące duszę.

Śpij lub zdrzemnij się

Sen to najlepszy sposób na odmłodzenie. Śpij 7-9 godzin każdego dnia i zauważ magiczną przemianę swojej energii, skupienia i nastroju.

Jeśli brakuje Ci snu, możesz również zrobić popołudniową drzemkę, aby obudzić się wypoczętym i gotowym na resztę dnia. Najlepsza pora jest między 13 a 15 godziną, ale unikaj drzemek po 16 – to sprawia, że w nocy będzie ciężko zasnąć.

„TurboDrzemka” to sposób, w jaki wiele osób o wysokich osiągach podnosi poziom energii. W tej metodzie kawę pijesz tuż przed drzemką. Zanim kofeina zacznie działać, obudzisz się super naładowany w około 30 minut. To rozwiązanie stosuj do naprawdę ważnych popołudniowych zadań, traktuj jako koło ratunkowe.

Tylko pamiętaj, aby nie pić regularnie zbyt dużo kofeiny. Chcesz uniknąć uzależnienia od kofeiny jako źródła energii. Kawa najlepiej rano, unikaj jej po godzinie 14 (picie kawy po południu i wieczorem przesuwa naszą godzinę zasypiania, ale i wypłyca sen).

Głębokie oddychanie lub medytacja

Głębokie oddychanie sygnalizuje mózgowi relaks. Dostarcza tlen do mózgu i pomaga nam odzyskać koncentrację.

Obserwowanie swoich myśli

To kolejny sposób na naciśnięcie przycisku pauzy i obserwowanie siebie z zewnętrznej perspektywy. Zwróć uwagę na myśli wchodzące do twojego umysłu, a następnie pozwól im odejść jedna po drugiej. Myśli powrócą lub nowe myśli wejdą do twojego mózgu, ale Twoim zadaniem jest po prostu obserwować i pozwolić im odejść.

Innym podejściem jest marzenie lub nicnierobienie. Ponieważ żyjemy w dobie Internetu, spędzamy dużo czasu przed ekranem. Nasz mózg prawie nie ma szans na odpoczynek. Aby poprawić swoją kreatywność, daj mózgowi trochę czasu na wędrówkę. Daj mu trochę prywatnej przestrzeni, w której nie ma zewnętrznej stymulacji ze strony ludzi, telefonu czy komputera.

Polecam również relaksację uwalniającą od napięć. 

Oddychaj przeponowo

Po prostu połóż się na łóżku lub rozsiądź się wygodnie w fotelu, możesz zamknąć oczy i zacząć oddychać przeponowo. Tu mogę polecić metodę oddechową. Link do treningu.

Gdy nauczysz się lepiej zarządzać energią, poprawi się Twoja produktywność i skupienie; będziesz cieszyć się życiem, uganiając się za swoimi marzeniami.

Podsumowując – zacznij wprowadzać zmiany do swojego dnia pracy jak i tego jak spędzasz czas wolny. Poszukaj rozwiązań, które wzmocnią twoją życiową i codzienną energię. Jeśli chcesz nauczyć się metod zarządzania energiami: mentalną, fizyczną, duchową i emocjonalną, to zapraszam cię na moje warsztaty, które organizuję cyklicznie.

Zobacz ofertę tutaj 

 

Napisz w komentarzu, jak wpływasz na zwiększenie swojej energii?

 

Jak tracisz energię w „otwartych pętlach”? Domknij niezałatwione sprawy!

Jak tracisz energię w „otwartych pętlach”? Domknij niezałatwione sprawy!

 

Jesteś na ważnym spotkaniu, zależy ci na słuchaniu i koncentracji,  a Twój umysł przypomina Ci o tym, że masz nie zapłacony rachunek za gaz.

 Pracujesz nad ważnym projektem, ale ciągle w Twojej głowie pojawia się nierozwiązany konflikt z twoim kolegą. Ciągle się gdzieś przewija w myślach nie dając spokoju i odciągając Cię od zadania.

 Już zasypiasz, gdy nagle wraca do Ciebie myśl o mailu, który miałeś dziś wysłać. On jest bardzo ważny, od niego zależy kontrakt.

 

Jeśli kiedykolwiek zdarzyła Ci się podobna sytuacja, to znak, że masz „otwarte pętle”, które bardzo mocno zużywają Twoją energię mentalną na trzymanie w pamięci nie dokończonych spraw.

Czy zastanawiałeś́ się̨, ile „otwartych pętli” jest w umyśle?

 „Otwarta pętla”  co to takiego i jak się ich pozbyć?

Otwarte pętle to niezałatwiona sprawa, do której nasz umysł wraca co jakiś czas przypominając i obciążając albo wręcz obwiniając, że jej dalej nie załatwiłeś.

  • Ktoś́ Ci zalazł za skorę?
  • Niezakończone projekty w pracy.
  • Telefon, który miałeś́ wykonać́ i unikasz go od dłuższego czasu.
  • Nierozwiązane konflikty ze współpracownikami i domownikami.
  • Sprawy, które odkładasz od dłuższego czasu, ponieważ unikasz ich jak ognia.

To wszystko wysysa z Ciebie energię mentalną, bądź́ tego świadomy.

 

Tutaj dochodzimy do ważnych dwóch kwestii. Po pierwsze poświęć 1h lub więcej i wypisz wszystkie zadania jakie. Teraz tylko zajmij się spisaniem tego na papier kiedy i jak to rozwiążesz zostaw na później skoncentruj się na uwolnieniu umysłu i oczyszczeniu pamięci z tego co możesz przetrzymywać w pamięci zewnętrznej. Czy zdążyło Ci się pracować na komputerze, którego pamięć jest zapełniona. Jak on się wolno uruchamia, o wiele dłużej oblicza. Tak samo jest z nami, gdy przetrzymujesz wszystkie zadania w głowie to cały czas działasz zdecydowanie wolniej, spada kreatywność i koncentracja. Nie traktuj tego że tak już ma być.

Usiądź z kartką i zrób listę wszystkich niezałatwionych „otwartych pętli”.

Teraz przejdźmy do drugiej ważnej części, która sprawi że poczujesz ulgę i zdecydowanie lepiej będziesz spał w nocy. To nastąpi dopiero po zakończeniu procesu 

Zobacz, które zadania/sprawy należy rozwiązać już dziś? Ktore się przedawniły, a które cały czas dopominają się rozwiązania.

 Jeśli nie masz siły na „trudne sprawy”, to załatw te prostsze. Zobaczysz, że każda kolejna “odhaczona” sprawa z tej listy spowoduje przypływ pozytywnej energii.

Naj trudniejsze a zarazem dające największą ulgę to sprawy, w relacjach z drugim człowiekiem, w rodzinie lub ze współpracownikiem, ich rozwiązanie( zamknięcie pętli) daje najwięcej energii.

 

Jeśli drenujesz się  i ciągle myślisz o tym jak odezwałeś się do kogoś jakiś miesiąc temu, to w niektórych sytuacjach wystarczy po prostu zadzwonić́ i przeprosić́.

Niezależnie od tego, ile czasu minęło. Skoro jest to w Twojej głowie, to oznacza, że jest to „otwarta pętla”, która Cię̨ obciąża i warto ją zamknąć́!

 

Dobrym uwalnianiem pamięci jest również, wyrobienie nawyku zapisywania zadań i pomysłów w notatniku. Osobiście polegam na sile notowania i mam na swym biurku papierowy notatnik, gdy jadę samochodem robię notatki głosowe. To daje duży komfort pracy, ponieważ nasz umysł ciągle podsyła nam nowe myśli lub pomysły.

 

Wspominałem o energii mentalnej, jest ona niezbędna do koncentracji, rozwiązywaniu problemów, pracy kreatywnej czy też do nauki.

Jednym z elementów który mocno ją zużywa są właśnie otwarte pętle, inne to czynniki fizyczne takie jak  niedospanie, zmęczenie, złe odżywanie i bark nawadniania ciała.

Jak wzmacniać i trenować energię emocjonalną, będę omawiał i dawał ćwiczenia, bo samo gadanie nic nie zmienia 11i 12 września podasz warsztatów

Zarządzanie energią osobistą, na które już dziś Cię serdecznie zapraszam.

A dziś zachęcam Cię do zrobienia ćwiczenia i wypisania wszystkich zadań na kartkę. Powodzenia

 

Ty też możesz być optymistą i każdego dnia chwytać życie w swoje ręce …

Za chwilę minie tydzień jak zsiadłem z roweru po 800 km przygody wschodnią ścianą Polski.

Ten cudowny czas to kolejne doświadczenie i poznawanie samego siebie. Poznawanie i eksperymentowanie, sprawdzanie, co może zadziałać, a co warto odpuścić.

To już 5. edycja projektu Pokonać Siebie, w której jestem organizatorem, liderem, kompanem do rozmów i przyjacielem.

Te wyjątkowe dni zawsze są dla mnie czasem sprawdzianu – tego jak poradzę sobie w zarządzaniu zespołem w kryzysie, jak poradzę sobie z trudnymi momentami, jak poradzę sobie, gdy wydarzą się nieprzewidziane sytuacje.

 

Zacznijmy od początku… Dla niewtajemniczonych – mam wspaniałego przyjaciela, który po wypadku komunikacyjnym dostał drugą szansę na życie na 100%. I to dla niego od 2017 roku organizuję raz w roku wyjazd rowerowy, który nazwaliśmy Pokonać Siebie.

Więcej o początkach akcji Pokonać Siebie w reportażu TVN-u. (link do filmu)

Dlaczego Pokonać Siebie?

W dużym skrócie: „Gdy pokonasz samego siebie, to nikt nie jest już w stanie ciebie pokonać”.

 

Pokonać Siebie to nie jednorazowa przygoda – to codzienne działania, to droga ku lepszemu życiu. Każdy z nas ma momenty cudowne i momenty trudne. Tylko od tego jak na nie spojrzymy, jak je będziemy odbierać, będzie zależało jak będzie wyglądało życie w przyszłości.

 

Teraz zapraszam cię do wspólnej podróży przez piękne tereny naszej ojczyzny.

 

Zaczęło się od wspólnej foty w Kamieńsku pod Urzędem Miasta, i w drogę. Zanim wsiedliśmy na rowery rozsiedliśmy się wygodnie w autobusie. Kierunek Ustrzyki Górne. To tam miała zacząć się nasza wyprawa czy też przygoda.

15 osób to dla mnie duże wyzwanie logistyczne i organizacyjne, a przede wszystkim zadanie, by tak poukładać relacje w drużynie, żeby nie było za dużo spięć. Bo to, że one się pojawią – jest oczywiste. Tak się dzieje kiedy pojawia się zmęczenie, gdy ścierają się indywidualne cele i cel całego zespołu jakim jest pokonanie ponad 800 km w 7 dni.

 

Pierwszy dzień to 80 km i wydawało się, że będzie z górki skoro wyjeżdżamy z gór na niziny i wyżyny. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy widzieliśmy kilka wymagających atrakcyjnych podjazdów. Wspaniałe słońce (nawet za bardzo wspaniałe) – tu kolejna lekcja uważności dla mnie, bo spaliłem nos tak, że w kolejnych dniach wyglądałem jak Rudolf Renifer z czerwonym nosem.

Pierwszego dnia pojawiły się kryzysy komunikacyjne i fizyczne. Zatrzymam się na tym komunikacyjnym. W pewnym momencie podzieliliśmy się na dwa zespoły – jeden jechał drogą szutrową, a drugi wybrał szybkie zjazdy i mocne podjazdy asfaltem. I nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że ten drugi zespół mocnych kolarzy szosowych bardzo się podzielił i każdy na obiad przyjechał sam. To niedopuszczalne przy takiej akcji. Konieczna była krótka i dosadna rozmowa, że tu nikogo nie zostawiamy samego, a na tych, którzy osłabną w którymś momencie trzeba cierpliwie czekać. Obiad mieliśmy na pięknym tarasie widokowym, więc szybko wróciły uśmiechy. Ten dzień był mocnym przetarciem przed kolejnymi, w  których miało być już bardziej płasko i więcej kilometrów.

 

Mógłbym tak opisywać każdy dzień, lecz nie z takim zamiarem siadałem do pisania tego tekstu.Każdy dzień możecie zobaczyć w telegraficznym skrócie na filmach, które przygotowała Dorota. Jeszcze raz bardzo serdecznie jej za to dziękuję.

 

Chcę wam powiedzieć, że każdego dnia było bardzo dużo rozmów, ale i jazdy w ciszy, skupieniu. Te wyjazdy dają możliwość obserwacji zachowań, radzenia sobie z kryzysami. Te wyprawy dużo uczą jeśli jesteś uważny. Uczą jak się komunikować pomimo niewygody, gdy tyłek boli od siodełka, a przed tobą perspektywa kolejnych godzin w drodze.

 

Wyprawy uczą i pokazują jak wiele jest determinacji i wytrwałości gdy mamy realny cel do osiągnięcia.

Uczą jak być wsparciem dla innych i dla siebie, jak nie oceniać tylko przez pryzmat swojego doświadczenia.

Udział w takim wyzwaniu-przygodzie to fantastyczne doświadczenie trudu drogi, która jest czymś więcej niż pokonaniem kolejnych kilometrów. To jak wydarzenia pojawiające się w naszym życiu i tak samo warto jechać lub iść dalej, nie zatrzymywać się na zbyt długo. Nie warto kopać dołu, tylko wspinać się na kolejny szczyt.

 

W tej wyprawie można zobaczyć jak Michał, któremu trudność sprawia poruszanie się o kuli, na rowerze czuje się jak ryba w wodzie. Można powiedzieć, że to jego naturalne środowisko. Trudno go zatrzymać w tym jego transie.

Dziękuję, że mogę uczestniczyć i być naocznym świadkiem tej drogi. Przebywanie z nim daje mi siłę gdy sam mam trudne momenty lub wątpliwości.

 

Wiem, że Michał już odlicza dni do kolejnej wyprawy, dla niego to nagroda za trud rehabilitacji. To moment, w którym wokół niego jest dużo ludzi. Bo tak na co dzień, jakoś trudno jest wielu zadzwonić, umówić się na rower czy piwo. Nie wiem czy to wynika z lęku przed kontaktem z osobą z niepełnosprawnością, czy może z braku czasu.

Wiem za to, że gdy Michał wraca z rehabilitacji to często ma dużo wolnego i chętnie wyskoczy na rower lub pogadać.

Od niego, jak i innych osób z niepełnosprawnością, można czerpać dużą inspirację do życia na 100%, zrozumieć, że gdy jesteś zdrowy to nic cię nie ogranicza bardziej niż twoja głowa, twoje wymówki, twoje lenistwo. Jednak po chwili spędzonej z aktywną sportowo osobą z niedowładami, możesz dostać olśnienia. Docenisz to, co masz, zamiast narzekać na braki, i zaczniesz działać. Tego ci z całego serca życzę.

Co mówi Michał, gdy go zapytasz jak się czujesz? „W życiu lepiej nie było!”.

Ty też możesz być optymistą i możesz każdego dnia chwytać życie w swoje ręce, iść przez nie jakby było cudem. Nie odbieraj sobie tej radości z życia.

Kolejna wyprawa planowana jest na 2022 rok. Naszym celem jest przejazd z Rzymu do Lizbony, to ponad 3000 km. Żeby Michał mógł się odpowiednio przygotować –  zorganizowałem dla niego zbiórkę na zakup specjalistycznego trenażera, na którym będzie mógł zimą pokonywać kolejne kilometry.

Link do zrzutki:

https://zrzutka.pl/pokonac-siebie-zrzuta-na-trenazer-dla-michala

Linki do poszczególnych dni wyprawy:

1 dzień

2 dzień

3 dzień

4 dzień

5 dzień

6 dzień

7 dzień

Wędrowanie Szlakiem Świętokrzyskim – dzień 3

cd…

Drugiego dnia, mogę powiedzieć, że zadziałało prawo Murphy’ego*: „Jeśli coś może zawieść, to zawiedzie”.

Do hotelu pojechałem, po drodze uciąłem sobie pogawędkę z taksówkarzem i nawet okazało się podczas rozmowy, że zna moje rodzinne strony. Kiedyś pracował w okolicy. Zawsze powtarzam, że świat jest bardzo mały. Po 15 minutach dotarłem na miejsce, do Hotelu SiLL. Jeszcze tylko ten rachunek 45 zł za kilka minut wygody. Kielce to jednak stan umysłu…

W hotelu szybki meldunek, pokój mam na 5 piętrze, na szczęście jest winda – jestem mega zmęczony i nawet nie wyobrażam sobie co jest z moimi stopami bo każdy krok nadal sprawia wielki ból. Wysiadam z windy i tu niespodzianka – pokój mam na końcu korytarza. Brawo ja!

Wchodzę i nie wiem czy się kąpać czy zamawiać coś do jedzenia. Padło najpierw na posiłek, w oczekiwaniu zdążę się ogarnąć. Skończyło się na pizzy, bo tajska już zamknięta. Zamawiam jakąś pikantną, pani szybko przyjmuje zamówienie, dodatkowo biorę piwko tak na osłodzenie ran po całym dniu. Realizacja zamówienia do 1 h. To rozsądny czas jak na niedzielny wieczór. Biorę się za ogarnięcie siebie. Czas zdjąć buty, aż się tego boję czy będę mógł dalej wędrować czy moja wyprawa okaże się totalną klapą.

Buty zdjęte, choć nie było łatwo. Ściągam skarpetki – o zapachu nie będę nic pisał. ☻ Ku mojemu zdziwieniu stopy nie wyglądają najgorzej, na poduszkach nie mam odcisków, to „tylko” odparzenia. Pięty już wczoraj „załatwiłem”, ale dziś nie powiększyły się pęcherze. Płyn, który się tam zebrał nadal jest, więc całe szczęście nie popękały (nie przebijam pęcherzy ponieważ ten płyn, który się zbiera pod skórą, to naturalny opatrunek).

Posiedziałem trochę pod tym prysznicem chcąc jak najbardziej schłodzić stopy zimną wodą.

Co do zamówionej pizzy to prawo Murphy’ego zadziałało i tu – pizza dojechała dopiero na 21.30, a do tego jeszcze nie spakowali piwa. Ech…

Jedzenie na noc tak ciężkich potraw to nie jest dobre pomysł. Budziłem się w nocy i miałem jakieś koszmary. Mniejsza o to, spodziewałem się takiej reakcji jedząc pizzę w nocy.

Poniedziałek – dzień 3. Wstaję o 5, za oknem mocno pada. Wyjście o 6 rano traci sens, przed 7 ma się wypogodzić. Szkoda moczyć buty. Szykuję się, ubieram, zamawiam taxi (tym razem już z innej opcji, podobno najtańsza w mieście). 

 

Przed 7 melduję się w miejscu, w którym wczoraj skończyłem wędrowanie Szlakiem Świętokrzyskim. O dziwo, za taxi płacę 21 zł.

Ruszam w drogę, mam do pokonania 36 km, pierwszych kilka kilometrów jest asfaltem.

Pierwsze 2 km przeszedłem wzdłuż drogi 73, przyjemności zero – samochód za samochodem, jeden wielki ryk. Gdzie moja wczorajsza cisza?! Nogi nadspodziewanie dobrze funkcjonują, nie odczuwam jakiegoś większego napięcia czy też bólu. Tuż przed skrzyżowaniem powinienem skręcić w prawo i obejść cały wiadukt. Spojrzałem na mapę, widzę, że jest jakaś ścieżka po prawej stronie i przy samym lesie, więc wybrałem tę drugą opcję. To taki mój autorski skrót.  Pierwsze 50m ok, jest droga, kolejne 500 m jest super ścieżka przy samym lesie i tu się kończy mój super pomysł. Ścieżka też się skończyła, przyszło mi iść wzdłuż siatki odgradzającej las od drogi. Do lasu przez krzaki nie dało wejść. Człowiek się uczy całe życie, a i tak umiera wiadomo jaki. 

Buty zmoczone bo trawa po kolana, a wcześniej przecież padało. Cały misterny plan w piz…

No cóż, bywa i tak. Po kilkuset metrach udało się wejść do lasu i odnalazła się zaginiona wcześniej ścieżka. Takim sposobem przeszedłem jeszcze z 3 km i przepustem dla zwierzyny udało się przejść na drugą stronę drogi S7. Dalej już bez kombinowania poszedłem zgodnie z mapą i wytyczoną na niej trasą. Ten dzień nie zakładał jakichś większych podejść czy zejść.

W końcu miałem ciszę, las i  mogłem odpocząć i zmierzać w kierunku mety. Mój plan B oddalał się (zakładałem, że jak nogi będą mocno boleć to po 20 km szukam noclegu i wydłużę trasę o jeden dzień). Do 10 km wyszło poniżej 2 h, co było dobry czasem. Po drodze minąłem wioskę Tumlin, skąd udałem się w kierunku Rezerwatu Kręgi Kamienne.

„Prawdziwym skarbem rezerwatu są wychodnie geologiczne dolnotriasowych piaskowców, tzw. „piaskowców tumlińskich” oraz ich odsłonięcia w sąsiadujących z rezerwatem starych wyrobiskach i kamieniołomie “Gród Tumlin”. Skały te to jedyny w Polsce przykład odsłonięcia na powierzchni typowych kopalnych osadów eolicznych (wydmowych). Piaskowce charakteryzują się wielkoskałowym, przekątnym warstwowaniem oraz ciekawą, czerwonobrunatną barwą, pokrytą zielonkawym mchem i patyną. Obecność tych powstałych 240 milionów lat temu w dolnym triasie skał powoduje, iż Kręgi Kamienne są miejscem licznych wycieczek geologów i geografów z całej Polski.”**

Cudowne widoki, ale jako typowy Polak – zawsze mogę się do czegoś przypieprzyć… Cały obszar kamieniołomu jest otoczony drutem kolczastym. To raczej nie jest odpowiednie zabezpieczenie przed ludźmi, a szczególnie przed dziką zwierzyną (drut rozmieszczony w odstępach co 40 cm na drewnianych palach).

Dość geografii i ekologii, idziemy dalej. Dziś mam power, więc niektóre zejścia delikatnie zbiegam, co może pomóc mi zdążyć dotrzeć do Kielc na 16 (odjazd ostatniego busa Kielce- Piotrków Tryb.). Pięć kolejnych kilometrów bardzo szybko minęło, Po drodze przeszedłem przez Wykleńską 401 m  n.p.m. i Kamień (piekło) 399 m n.p.m.

„Skałki Piekło znajdują się w szczytowej części góry Kamień (399 m n.p.m.) w paśmie Wzgórz Tumlińskich. Stanowią je naturalne wychodnie piaskowców, które wyraźnie różnią się jednak od skał, jakie spotykamy na innych wzniesieniach tego pasma.”***

W tym dniu również mijałem po drodze większe lub mniejsze wioski. Ścieżka z lasu zaprowadziła mnie na drogę 74, gdzie po około 500 metrach skręciłem w spokojną, mało uczęszczaną uliczkę i kierowałem się w kierunku wzniesienia Cisowa, tam planowałem odpoczynek.

Jak wiele szczytów i ten na Cisowej trudno było odnaleźć więc postanowiłem zatrzymać się w jakimś ciekawym miejscu i po chwili była piękna polana. Poleżałem tak jakieś 15 min w tym czasie sprawdziłem, że nie ma szans na dotarcie na godzinę 16 do Kielc, więc mogę już sobie pozwolić na swobodniejsze maszerowanie i częstsze postoje (choć jakoś ich nie lubię, wolę wcześniej dotrzeć do celu niż odpoczywać po drodze).

 

Teraz zostało tylko 16 km i meta mojego wyzwania. Już myślami byłem przy zimnym piwku leżąc sobie na jakiejś polanie.  Trochę wędrowania przede mną, więc nie było co za dużo o tym myśleć. Dalej w drogę. Dziś mój plecak odciążyłem o jakieś 1,5 kg zostawiając termos i parę innych zbędnych rzeczy w hotelu. I taka zmiana sprawiła, że plecak zdecydowanie przyjemniej się dziś niosło. To jest kolejna lekcja, że co jak co, ale pakowanie plecaka to bardzo istotna sprawa, tak istotna jak dobre buty. 

 

Na szczyt Barania 427 m n.p.m. prowadzi mało przyjemne, długie podejście, ciągnie się i ciągnie, końca nie widać, a na dodatek od połowy ma „cudowne” utwardzenie drobnym kamieniem, który „masuje” odpowiednio stopy. Takie podejścia idzie się po prostu na zaliczenie – krok za krokiem. Na tym podejściu nawet na chwilę wyjąłem płaszcz przeciw deszczowy wydawało się, że burza mnie nie oszczędzi, a jednak. Zdążyłem zrobić zdjęcie i po deszczu, po burzy. Dłużej trwało zakładanie i zdejmowanie peleryny niż sam opad.

Po drodze zrobiłem sobie jeszcze zdjęcie z krową (to już widzieliście). Dzisiaj szło mi się o niebo lepiej.

Jeszcze dwa małe podejścia i moim oczom miała ukazać się Kuźnica czyli meta mojej przygody. Te podejścia nie są jakoś bardzo wymagające, więc szybkim tempem zmierzam na zimne piwko. Jakieś 2 km przed końcem spotkałem panią, która przygotowywała słomę do belowania. Zapytała mnie gdzie idę. Odpowiedziałem, że już w zasadzie kończę moją wędrówkę. Przeszedłem cały Szlak Świętokrzyski. Była zainteresowana gdzie się zaczyna i jak się to idzie, przecież nie ma tu żadnych znaków. Pokazałem pani, że tuż obok jej pola na drzewie namalowany jest czerwono-biało-czerwony znak i dzięki takim oznaczeniom można przejść cały szlak. Zapytała następnie ile to kilometrów. Mówię, że 100 km. Podsumowała to słowami: „Panie, choćby mi płacili to i tak bym tego nie przeszła, a po co tak łazić jakby roboty nie było przy domu”.

Uśmiechnąłem się i dalej w drogę. To już naprawdę ostanie chwile na szlaku, jeszcze kilka oddechów w lesie, kilka cudownych chwil, że udało się przejść. Wychodzę na skraj i w oddali widzę domy. Wiem, że to już tu dosłownie 200, no może 300 m i czeka na mnie zimne piwko w sklepie.

 

Na rogu ulicy jest sklep po lewej i prawej stronie, wchodzę do tego po prawej i kupuję dwa Żywce zero. Idę na koniec szlaku. I tu niespodzianka –  nie mogę znaleźć kamienia z czerwoną kropką oznaczającą koniec lub początek szlaku. Siadam, sprawdzam na mapie, no niby gdzieś tu, ale ostatecznie okazało się, że zawędrowałem za daleko. Kamień znajduje się przy samym sklepie, umiejscowiony jest przed ogrodzeniem. Przechodziłem obok niego i nie zauważyłem. To pewnie przez to, że myśli były już przy chłodzeniu. 😊 Moja uważność znowu pogroziła mi palcem.

Szybka fota i idę na polanę, rozkładam koc i w końcu mogę napić się piwka.

 

Trzy dni wędrowania, ponad 100 km w nogach, a co za tym idzie: kilka odcisków, parę tysięcy spalonych kalorii, jedno odwodnienie (za to jakie!), odparzone stopy i już właśnie moja przygoda dobiegła końca.

 

A, jeszcze pozostało jakoś wrócić do domu. Tu z pomocą przyszła mi Lidzia, która mieszka niedaleko i podwiozła mnie do Piotrkowa, a po drodze poczęstowała wspaniałym obiadem. Serdecznie dziękuję.

Wędrowanie Szlakiem Świętokrzyskim – podsumowanie trzech dni w trasie

Pierwszy dzień:

– 21,5 km na szlaku (+ 7 km poza),

– 625 m w górę  i 593 m w dół,

– 5 godzin wędrowania.

 

Drugi dzień:

– 38 km na szlaku,

– 1175 m w górę  i 1218 m w dół,

– 11,5 godzin wędrowania.

 

Trzeci dzień:

– 37 km na szlaku,

– 973 m w górę  i 1042 m w dół,

– 8,5 godzin wędrowania.

 

To daje bardzo przyjemny łączny czas przejścia 25 godzin.

 

Koszty:

Bilet Piotrków – Kielce 28 zł

Kielce – Opatów 14 zł

Jedzenie dzień pierwszy 61 zł

Nocleg (+ obiad i śniadanie) 90 zł

 

Jedzenie dzień drugi 62 zł

Nocleg 123 zł

Taxi – 45 zł i rano 21 zł

 

Dzień trzeci

Jedzenie 16 zł

 

Całkowite koszty 460 zł

 

Moje rady

Gdy będziesz planował przejść samotnie ten szlak, pierwszego dnia zrób trasę ponad 30 km, to znacznie poprawi komfort wędrowania w kolejnych dniach.

A najlepiej jeżeli masz czas i to jest dopiero początek twojej przygody z wędrowaniem, to polecam rozłożyć tę trasę na 4 dni.

Pamiętaj, że meta i start mają odrobinę utrudniony dojazd i odjazd, więc dołóż kilka godzin w swoim planie.

Buty na letnie gorące dni – krótkie, przewiewne sandały też byłyby bardziej ok, niż te, które zabrałem.

* Prawa Murphy’ego – zbiór popularnych, często humorystycznych powiedzeń, sprowadzających się do założenia, że rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe.

 

** https://swietokrzyskie.travel/informator_turystyczny/natura/kregi_kamienne

*** https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,115198,21091818,pieklo-na-kamieniu-warto-temu-miejscu-przywrocic-status-pomnika.html

Wędrowanie Szlakiem Świętokrzyskim – ciąg dalszy(dzień II)

Wędrowanie Szlakiem Świętokrzyskim – ciąg dalszy

Mocno rozgrzany promieniami słońca, zlany potem docieram pod adres Trzcianka 11. To tu dzień wcześniej zamówiłem telefonicznie nocleg plus obiad i śniadanie na drugi dzień. Agroturystyka „Przy Szlaku” (*link do noclegu). Pani Lidia poinformowała mnie, że jeśli jestem głodny to już obiad czeka. Zjem za chwilę, teraz marzył mi się tylko zimny prysznic i zdjęcie tych przepoconych ciuchów. Zimna woda to najlepsze lekarstwo na przegrzane stopy. Często korzystam ze strumieni, w których mogę się schłodzić. Po drodze nie mijałem żadnego, więc prysznic też jest ok.

Plecak górski sprawia, że pakuję się ekonomicznie, więc należy zrobić pranie po wędrówce, żeby mieć na jutro czystą koszulkę i spodenki. Do tego wystarczy odrobina szarego mydła.

 

Po kilku minutach schodzę na obiad, a tam czeka już na mnie krupnik. Dobrze, że Pani Lidka nalała tylko pół wazy, bo mógłbym się przejeść.

Gdy chodzę w górach mam wilczy apetyt, często zjadam też dużo słodyczy na takich wypadach – racuchy, bułki z jagodami, czekolada, batony. Tym razem było inaczej, bo od 2 tygodni nie jem słodyczy (nie, że na zawsze, tylko kilka tygodni oczyszczania ciała).

Dobra, wracamy do gór… Po pysznym obiedzie przyszła pora zrobić zakupy na niedzielę i być może na poniedziałkowe śniadanie. Wszędzie były informacje, że na szlaku jest mało sklepów. I tu niespodzianka, od noclegu do Biedronki (to był najbliższy sklep) dzieliło mnie 1500 m, a jedyne zmienne buty, które miałem ze sobą, to japonki. Zapowiadał się ciekawy spacer.

Co kupić – ustaliłem już po drodze, w końcu miałem trochę czasu do namysłu.

Cztery bułki, pasztet, maliny, dwa piwa 0%, a dodatkowo kupiłem jeszcze plastry na odciski i maseczkę łagodzącą do twarzy.

Maseczka (nie ta anty covidowa) okazała się bardzo pomocna na moje spieczone policzki.

Wypijam piwko, nastawiam budzi na 5:00 i spać. Jutro czeka mnie zdecydowanie dłuższy dzień, a temperatura ma być jeszcze wyższa.

Rano wstałem wypoczęty i zregenerowany. Poranne rytuały ograniczyłem do minimum – joga, medytacja, śniadanie i w drogę.

Ciekawie się rozpoczęło. Z panią Lidą tak się dogadałem gdzie jest szlak, że zamiast iść w kierunku Łysicy – poszedłem w stronę mojego startu. Na szczęście po jakichś 200 metrach obudziłem się i ogarnąłem, że to nie jest ten kierunek. Uważność… jak ja lubię z nią się droczyć, albo ona ze mną. 😊

 

Kilkaset metrów wzdłuż szosy i skręcam do lasu. Pięknie zielono i ten magiczny śpiew ptaków (nagrałem nawet kilka sekund, więc możesz posłuchać). Uwielbiam poranki w lesie, tu czuję prawdziwą wolność i bliskość z naturą. Jakże trudno jest zaakceptować, że tak bardzo ją niszczymy wycinając na potęgę drzewa, żeby zaspokoić swoje rozdmuchane ego i popęd za władzą. Długa przed nami, ludźmi, droga, zanim zaczniemy żyć holistycznie nie niszcząc tak bardzo wszystkiego. Ech…

 

Wracam do gór. Przede mną dziś też długa droga, nawet zdecydowanie dłuższa niż zakładałem, ale o tym dowiecie się później.

Pierwsze kilometry to lekkie wzniesienie, cały czas w cudownych dźwiękach śpiewu ptaków, szumu lasu, i przebijających się promieni słońca. Dziś do pokonania mam najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysicę. Zanim do niej dotrę, najpierw wdrapałem się na Łysą Górę. Poranek był jeszcze znośny, 20 stopni, szło się przyjemnie. Po drodze mijałem kilka potężnych, wysokich, wznoszących się ku niebu drzew. Były wiekowe, pewnie kilkudziesięcioletnie. Przechodząc obok jednego z nich poczułem, że czas na drzewoterapię i przytulenie się na kilka minut do pnia. Rozejrzałem się dookoła, nie było nikogo, można zaczynać. Położyłem ręce na korze, klatkę piersiową i przyłożyłem policzek. Drzewo było chłodne, jednak gdy zamknąłem oczy, tu zaczyna się magia. Poczułem spokój i taką cudowną pustkę, zero napięcia czy jakiegokolwiek zmęczenia. To jest to, po co tutaj też przyszedłem – złapać totalny reset. Właśnie przytulanie do drzew, choć może wydawać się dziwne, jest bardzo prostą metodą na redukcję stresu i uwolnienie się od napięć. Polecam, a zanim mnie ocenisz – wypróbuj.

 

Po kilku minutach takiej cudownej medytacji ruszam dalej. Jeszcze dwadzieścia minut i widzę już szczyt Łysej Góry, a w zasadzie to Klasztor tu wybudowany. Jest to podobno najstarszy klasztor w Polsce. Przed bramą, jak i na samym placu dużo samochodów, co całkowicie zniechęca mnie do zwiedzania. Zresztą od kilku lat omijam te miejsca nawracania na wiarę. Bliżej mi do duchowości bez etosu religijności. Można być dobrym człowiekiem bez konieczności bycia wierzącym, szanującym odmienność, różnorodność. Daleko mi do tego kultu Boga, Honoru i Ojczyzny (choć i taki okres w moim życiu był). Obecny polski prawicowy patriotyzm przybrał disco polowe barwy. Przykre, no cóż…

Obecnie widzę przyszłość w stwierdzeniu Duchowość Szacunek i Matka Ziemia. Koniec dygresji, ruszajmy dalej. Za klasztorem jest wspaniały taras widokowy i Gołoborza Świętokrzyskie**. Kilkadziesiąt metalowych schodów i moim oczom ukazują się pięknie poukładane bloki piaskowca. Przyroda to fantastyczny architekt i twórca.

Zatrzymuję się na kilka minut, napawam się widokami, robię foty i dalej w drogę. Chcę jak najszybciej dotrzeć na Łysicę. Jest piękna, słoneczna niedziela, spodziewam się tam tłumów ludzi.

Droga z Łysej Polany jest asfaltowa, a po jej lewej i prawej stronie jest chodnik dla jednej osoby. Niepełnosprawny na wózku musiałby już jechać drogą, to pewnie i tak byłoby wygodniejsze.

Dla mnie te kilkaset metrów szybko biegnie w dół. Gorzej mają Ci co zdecydowali się tu wjechać na rowerach lub przyjść pieszo. Kilku rowerzystów poddało się i wprowadza rowery na szczyt. Na dole tuż za kolejną bramą wjazdową znajduje się parking z samochodami elektrycznymi, dzięki którym każdy może wjechać i zobaczyć gołoborze czy klasztor.

Idę dalej w kierunku upragnionej Łysicy, po kilometrze mam ostry skręt w prawo i wchodzę na piękną polanę. Czuć koszone zboża, a po lewej stronie widzę stare przedwojenne chaty kryte jeszcze strzechą. Bardzo urokliwe., Droga, a w zasadzie ścieżka, wiedzie mnie do kolejnego lasu, przynajmniej będę wędrował w cieniu.

Tu robię pierwszą przerwę na kanapkę. Kilka łyków wody i ruszam dalej. Przez 4 km idę skrajem lasu, schowany od prażącego słońca. Cały czas lekko w dół, to jeszcze zejście z Łysej Polany. Dalej droga jest już odkryta i prawie 3 km idę polną, a później asfaltową drogą do Kakonina, gdzie rozpoczyna się podejście na Łysicę. Droga pewnie bez historii, ale już tu zacząłem odczuwać jak gorący jest asfalt, a moje stopy zaczynają się bardzo nagrzewać.

Kilkanaście minut później widzę kilka samochodów na parkingu. Okazało się, że większość wybrała podejście z drugiej strony, krótsze o połowę. Choć czy bardziej przyjemne to już indywidualna sprawa. Mijam po drodze kilka osób. Pieszo jak i na rowerach. Nadal mogę wędrować w ciszy i nadspodziewanie szybko docieram na szczyt. Wydawało mi się, że powinienem jeszcze z pół godziny iść, a tu niespodzianka – już jestem przy znaku Łysica i wielkim krzyżu wznoszącym się obok.

Na szczycie gwarno i tłoczno. W natarciu japonki, obcasy, piwo. 😉 Szybka fota, jem maliny i uciekam, chcę nadal rozkoszować się samotnością wędrowca.

Zejście początkowo jest dość kamieniste, co lekko mnie spowalnia (zdecydowanie odradzam japonki i inne klapki, o skręcenie bardzo łatwo). Trochę trzeba było omijać innych piechurów , którzy to z lewej to z prawej wdrapywali się na szczyt sapiąc i dysząc. Pod koniec zejścia zanim opuszczę Świętokrzyski Park Narodowy mijam piękne źródło. Można napić się wody, schłodzić twarz, za to kąpać się nie udało.  Zaraz za bramą parku kupuję obwarzanki, a kilkadziesiąt metrów dalej zimne piwko 0%, siadam i daję sobie 10 minut przerwy.

 

Spojrzałem na zegarek – wskazywał 90 minut przewagi nad rozpiską z mapy. Spokojny, choć lekko dogrzany idę dalej. I tu zaczyna się moja zabawa, która finał będzie mieć w okolicach 34 kilometra (prawie jak na maratonie). Zdecydowałem, że cały szlak pójdę oznaczeniem czerwonym, żebym sobie nie pokręcił w głowie i nie zrobił dodatkowych kilku kilometrów. Znam trochę siebie i wiem, że takie rzeczy się zdarzały wcześniej, więc mogły też zdarzyć się teraz. Poszedłem drogą w kierunku Krajna Pierwszego czerwonym szlakiem. Chodnik i asfalt bardzo gorące, już po kilku minutach od przystanku czułem jak moje stopy zaczynają o sobie przypominać i dawać sygnał, że jest bardzo gorąco. Taka wędrówka wzdłuż drogi to jakieś 4 km, a kolejne 2 km łąką, gdzie nadal nie ma się jak schować od piekącego słońca. Po drodze mijam dwa wzniesienia: Wymyślona i Radostowa.

Tu dużo samotności i odrobina bólu piekących stóp. Zaczęło mi się przypominać jak kilka lat wcześniej pokonywałem swoje słabości, próbując udowodnić sobie swoją nieśmiertelność w ultra biegach. Tego już chciałem unikać, lubię się zmęczyć, ale nie zajechać. Trochę mi to zajęło, żeby zrozumieć mechanizmy i dlaczego tak uciekałem do tego ultra. I jak zawsze życie mówi „sprawdzam” i dziś kolejny test. Przeszedłem już 25 km w tym dniu. Byłem lekko zmęczony, pewnie też odwodniony pomimo dwóch lub trzech litrów wypitych płynów. Było jeszcze za wcześnie żeby szukać noclegu, a z drugiej strony powoli miałem dość tego dnia. Moje stopy coraz bardziej dawały o sobie znać, czułem że poduszki pod palcami są rozgrzane, a na piętach robią się odciski, to nie wróżyło dobrego maszerowania dalej. Jednak ten schowany wilk ultras, który jest we mnie nadal, domagał się, żeby sobie dokopać i iść dalej. To jest taka wewnętrzna walka, twardziele przecież nie odpuszczają bo jak będą się czuć? Ech…

Z drugiej strony pojawiał się drugi wilk – ten, który zrozumiał, że moją siłą nie jest dokopywanie sobie, a troska o siebie. Wielu doświadcza tego wewnętrznego głosu, ale często go zagłuszamy. Muzyką, kofeiną, używkami i sportem w ekstremalnym wydaniu (a takim są ultra maratony chociażby).

Wchodzę teraz na kolejne piękne wzniesienie Klonówka 461 m n.p.m., choć wysokość jest, delikatnie mówiąc, nieznaczna, to miejscami ma kilkudziesięciometrowe ciekawe podejścia. To uwielbiam! Takich podjeść zawsze szukam pomimo zmęczenia, one powodują radość w moim sercu.

Dalej ścieżka się zmienia, raz prowadzi lasem, raz polaną. Na szczęście nie asfalt.

Po drodze mijam piękny Diabelski Kamień. Warto przyjechać i go zobaczyć. Jak to w takich miejscach – powstała legenda skąd ten kamień się tu znalazł.

Według legendy, skałę zrzucił diabeł przelatujący w stronę klasztoru na Świętym Krzyżu. Diabeł nie zdążył zniszczyć klasztoru i upuścił kamień na szczyt góry Klonówki z powodu koguta, który zapiał w pobliskich Mąchocicach.

Po kilometrze zejścia znów trafiam na „cudownie” rozgrzany asfalt. I tu już zaczyna się prawdziwa zabawa, a w zasadzie batalia o każdy metr. Nie jest to związane ze stromym podejściem, a z moimi stopami, które po kilkudziesięciu metrach dają mocno o sobie znać. Wręcz krzyczą, że na dziś mają już dość. Niestety nie miałem gdzie przenocować. Poza tym na ostatni dzień zostałoby mi ponad 40 km, więc postanowiłem dokończyć wędrowanie. Zdecydowanie wolniej i każde kolejne sto metrów jeszcze bardziej zwalniałem. Od 33 do 35 km szedłem, powiedzmy szczerze – człapałem ponad godzinę. A to było niewielkie wzniesienie, takie jak czasem pokonujecie podchodząc pod wiadukt lub na 2 czy 3 piętro w blokach. Po prostu każdy krok wywoływał dużą dawkę bólu moim stopom. Nie ściągałem już butów obawiając się, że już ich nie założę. Dla podniesienia atrakcyjności wędrówki nade mną zaczęły gromadzić się chmury burzowe. No tak, potrzebowałem schłodzić głowę i stopy, ale czy koniecznie chciałem mieć jeszcze przygodę z burzą w środku lasu, niekoniecznie. Na szczęście była tylko mała mżawka. Ostatnie 1,5 km. Wycinka w lesie plus moje zmęczone nogi sprawiły, że zgubiłem szlak. Kilka siarczystych słów pod nosem rozładowało napięcie i dalej maszerowałem w kierunku Kielc, a dokładnie Dąbrowy Las – to tu miałem mieć nocleg.

Miałem, bo pod dojściu na miejsce okazało się, że  nie jest przygotowany. Zostało tylko dzwonić po taxi i jechać do miasta. Miałem już tego dnia po dziurki w nosie i chciałem jak najszybciej się wykąpać.

Wybrałem znany mi z wyprawy pokonacsiebie.com hotel blisko centrum.

Drugi dzień wyprawy pokazywał mi, że ten spontaniczny wyjazd bez planu to nie jest najlepsze rozwiązanie.

Zapraszam jeszcze na część trzecią, a w niej:

– o tym jak ominąłem koniec szlaku,

– podsumuję trzy dni wędrowania,

– moje spostrzeżenia, uwagi,

– koszt tej wyprawy.

**https://www.swietokrzyskipn.org.pl/przyroda/goloborza/

 

 

 

 

 

 

 

Scroll to Top